czwartek, 21 sierpnia 2014

1880 - Trąba powietrzna pod Koninem

Dawno już nie wrzucałem nic o dawnych trąbach powietrznych, a przecież mam takich historii jeszcze sporo:

Trąba powietrzna
 Z osady Kazimierz pod Koninem otrzymuje Kur. Warsz. następujące szczegóły o klęskach zrządzonych przez trąbę powietrzną: Wczoraj o godzinie w pół do piątéj z południa, nad miejscowością tutejszy zawisła trąba powietrzna .. Już od świtu prawie cały firmament zachmurzony groził ulewnym deszczem; atmosfera stała się duszną i ciężką. Jakoż około godziny 4-téj po południu spadł deszcz gruby i rzęsisty w pośród błyskawic i gromów. Po kilkunastu minutach wszystko to ucichło, a nawet na całym prawie nieboskłonie zaczęło się wyjaśniać i wypogadzać.
Naraz od wschodu pojawił się w przestrzeni słup czarny, gruby i wirujący, rosnął w kształcie lejkowatym pod obłoki, i sunął się w kierunku południowym. Świetlane smugi wytryskały z jego wnętrza i opadały parabolicznie w tę czarną otchłań. Była cisza, bez wiatru, bez błyskawic i grzmotów... Czarny słup zacieśniał łuk swojego szlaku ze wschodu ku południowi i szedł prosto na nasze miasteczko. Strach paniczny padł na wszystkich mieszkańców... Uderzono w dzwony „na gwałt" w tutejszych kościołach Farnym i Bernardyńskim.
Strwożone tłumy z jednego końca miasteczka biegły na drugi, a z tamtego w kierunku przeciwległym; zarząd gminny i straż ziemska rzuciły się do narzędzi ogniowych. Tumult, chaos, istny dzień sądny!.. Był to bowiem, zaprawdę, moment apokaliptycznéj grozy... Czarny, po wietrzny potwór okrążył miasteczko ze wschodu na południe, w promieniu dwuwiorstowym i z błyskawiczną szybkością pomknął ku zachodowi. Za chwilę lunął deszcz potokiem, deszcz, jakiego tutaj najstarsi wiekiem mieszkańcy nie pamiętają; trwał sześć minut niespełna, a wszystkie pola i łąki okoliczne zamienił w nieprzejrzane jezioro... Uragan w pochodzie swoim w odległości od nas wiorst pięciu, zerwał ze szczętem siedm chat wiejskich i wiatrak na kolonii niemieckiéj zwanéj Rembowo. Ze zbliżaniem się jego, mieszkańcy wybiegli na pola; w jednéj chacie zapomniano o śpiącém dziecku czteroletniém... dziś znaleziono je przywalone belkami i krokwiami domowstwa. W lesie eksploatowanym przez kupca starozakonnego, chatę zamieszkałą przez pisarza owego kupca, wyrwano z korzeniami sosny i graby tak nakryły, że pisarz ten razem z całą rodziną swoją dziś dopiero wydobyty został z tego drzewnego grobu, wszakże bez żadnego szwanku, dzięki energicznym usiłowaniom swoich robotników. Około 13-tu morg wyrwanych już to z korzeniem, już też strąconych do połowy sosen, brzóz, dębów i grabów, leży pokosem.
W osadzie Pleszyn i w majętności Sławoszewek kilkanaście stodół zgruchotanych. Na folwarku zwanym Kamienica, do dominium Kazimierz należącym, odległym o wiorst trzy od Kazimierza, z nowéj wielkiéj stodoły cały dach z wiązaniem został zerwany i rzucony o 500 kroków opodal; zaś o dwie wiorsty ztąd, w pośród lasów, w miejscowości zwanéj Bieniszewo (gdzie znajduje się starożytny klasztor po-Kamedulski), zniknęła znacznych rozmiarów szopa z sianem; do téj chwili nawet jéj śladu nie znaleziono. Nieco daléj trąba powietrzna natknęła na jezioro mające około l,5 wiorsty kwadratowéj, wyrwała z jego łożysk i rozprysnęła wodę tak, że dziś widać tam tylko niewielką kałużę, lecz dokoła za to na łąkach ogromny obszar wody...
Dominium Kazimierz, jedno z dziedzicznych Karola hr. Mielżyńskiego, składające się obecnie z dziewięciu folwarków razem z gorzelnią, olejarnią, młynem parowym i browarem bardzo wiele od wczorajszych powietrznych nawiedzin ucierpiało. Pszenica pływa w snopach po wodzie, ziemniaki, jedna z najważniejszych tutejszéj roli produkcji, gniją pod wodą; lasu przeszło morg 20 uragan zniszczył.
[Nr, 185 Gazety Warszawskiej, dnia 8 (20) Sierpnia 1880 roku., EBUW]
Opis jest wystarczająco dokładny i nie ma wątpliwości co do natury zjawiska, zaś jego przebieg możliwy jest do wyznaczenia na mapie. Tak więc trąba pojawiła się na wschód od Kazimierza Biskupiego w okolicy małej kolonii Rębowo. Ruszyła na południowy-zachód w stronę wsi Kamienica, gdzie zniszczyła stodołę, po drodze niszczyła lasy. Zapewne minęła od zachodu jezioro Gosławskie. W okolicy Bieniszewa zniszczyła lasy i wspomnianą stodołę. To dawałoby długość pasa zniszczeń ok 5-6 km
Wspomniany Sławoszewek leży mocno na północny-zachód od Kamienicy i raczej szkód nie wywołała tam ta sama trąba. Pleszyna nie mogę znaleźć.

czwartek, 14 sierpnia 2014

OZMA 2014

Jutro wyjeżdżam na zjazd miłośników astronomii OZMA 2014, już siódmy raz zresztą.

Jest to zjazd będący raczej imprezą zapoznawczo-wypoczynkową niż typowo naukową. Zjeżdżają się miłośnicy astronomii, wielu z własnymi sprzętami pokaźnych osiągów, toteż nawet bez własnego teleskopu można obejrzeć obiekty na niebie w dobrej jakości.
W tym roku zjazd odbywa się w Niedźwiadach, koło Szubina. Tam miał miejsce pierwszy i kilka ostatnich. Wszystko zależy od tego czy i gdzie uda się zjazd zorganizować. Raz zdarzył się w Kawęczynku na Roztoczu, raz we Fromborku, kilka razy w Urzędowie. Jeśli zaś akurat nie uda się w danym roku organizacja gdzieś w Polsce, to zjazd rozgrywa się w Niedźwiadach.
Mieści się tam siedziba Pałucko-Pomorskiego Stowarzyszenia Astronomiczno - Ekologicznego, będąca starą szkołą z przyległościami:
Na stanie jest tam kilka teleskopów, używanych do obserwacji, w tym Newton 400/2000 mm, teleskop słoneczny Coronado z filtrem H alfa, a w budowie jest właśnie teleskop z lustrem 600 mm.
Dla mnie dodatkową atrakcją jest okolica - spokojny, wiejski krajobraz i las porastający łagodne pagórki. Chętnie w przerwach spaceruję to tam to tu.
Trochę martwi mnie że pogoda może okazać się niesprzyjająca.

czwartek, 7 sierpnia 2014

1862 - Trąba powietrzna w Bninie

Zaraz po omawianej trąbie w Żerkowie miało miejsce kolejne takie groźne zdarzenie:

Piszą nam z Wiel. Ks. Poznańskiego:
Od niepamiętnych lat tak gwałtowne burze nie nawiedzały nasze Księstwo jak w tym roku. Niedawno donosiliśmy o szkodach wyrządzonych przez uragan w Żerkowie, dziś dowiadujemy się że podobne nieszczęście nawiedziło okolice Środy i Miłosława. Niezrównanie większa trąba powietrzna nawiedziła nazajutrz dnia 4go b.m. miasto i okolice miasta Bnina. Za żwirówce powyrywała wysokie topole częścią z korzeniami, pozostawiając doły długie na 9 stóp a długie na sześć stóp; częścią połamała takowe. W mieście przewróciła już zupełnie, już częściowo przeszło 40 domów, a za miastem kilka wiatraków, porywała zwierzęta i ludzi i unosiła na kilkadziesiąt kroków. Straty są znaczne.
[Gazeta Polska 9 sierpnia 1862 nr 181]
Jeśli rzeczywiście dochodziło do unoszenia w powietrze ludzi i zwierząt, to musiała to być faktycznie trąba powietrzna. 

czwartek, 31 lipca 2014

Na ile jest oszczędna żarówka energooszczędna?

Niedawna akcja Godzina dla Ziemi symbolicznie przypomniała to, co i tak było nam wiadome - że prąd dobrze jest oszczędzać. I podobnie jak inne antykonsumpcyjne akcje, ta zyskuje duże poparcie i prawie zerową skuteczność. Każdy wie, że prąd trzeba oszczędzać, więc niech to robią inni.

Jest jednak kwestia wiążąca się z oszczędzaniem, wokół której narosło wiele mitów - a jak bardzo są oszczędne żarówki energooszczędne? Bo mówi się, że częste włączanie i wyłączanie tylko bardziej szkodzi niż pożytkuje...

Żarówka klasyczna zgodnie ze swoją nazwą żarzy się. Składa się ze szklanej banieczki wypełnionej rozrzedzonym gazem obojętnym, i drucika z trudnotopliwego materiału - w pierwszych żarówkach Edisona było to przewodzące włókno węglowe, potem Auer wprowadził osm a dziś używa się stopów wolframu.  Drucik przewodzący jest bardzo cienki i zgodnie z prawem oporności, mając mały przekrój wykazuje duży opór elektryczny i silnie się nagrzewa, aż do świecenia.
Problemem takiej żarówki jest jednak to, iż podgrzanie stanowi wyjątkowo nieefektywną metodę wytwarzania światła - spośród energii zużytej przez żarówkę na wytworzenie światła przypada tylko 1-5%, reszta jest uwalniana jako podczerwień lub przekazywana jako ciepło. Wydajność tą można zwiększyć podwyższając temperaturę, lecz wtedy obniża się żywotność żarówki wywołana parowaniem wolframu.
Dodatek halogenu do gazu pozwala zmniejszyć te straty i podwyższyć temperaturę, dzięki czemu lampy halogenowe zużywają mniej energii na wydzielenie światła tak samo jasnego.

A jak działają kompaktówki?
Są to świetlówki składające się z rurki wypełnionej oparami rtęci. Przyłożenie wysokiego napięcia do końców rurki powoduje jonizację par pierwiastka - wzbudzone za sprawą zderzenia z elektronami atomy rtęci powracają do stanu podstawowego, wypromieniowując energię w formie ultrafioletu. Ultrafiolet pada na luminofor pokrywający wnętrze rurki, który naświetlony ultrafioletem zaczyna fluoryzować światłem białym. Bardzo niewiele energii jest przekształcane na ciepło, dlatego świetlówki nie nagrzewają się tak jak żarówki. Wydajność energetyczna przekształcenia pracy w światło wynosi zależnie od rodzaju 8 do 12 %, niektóre typy do 15%. Oznacza to, że na wytworzenie światła o takim samym natężeniu, świetlówka zużywa 4-5 razy mniej energii. Świetlówka o jasności opowiadającej żarówce 60 W zużywa 12-15 W.
Ich podstawową wadą jest zawartość rtęci, przez co nie powinno się ich wyrzucać do zwykłych śmietników, a w razie rozbicia w domu zebrać resztki do szczelnego woreczka i przewietrzyć mieszkanie. Z drugiej strony ilość potrzebnej rtęci została w ostatnich latach zminimalizowana do kilku miligramów - kiedyś czytałem książkę o doświadczeniach fizycznych z lat 70., w której fizyk jako przykład obserwacji bezwładności podawał ruch... kropel rtęci w świetlówkach oświetlających wagoniki metra, czyli że dawniej musiało jej być w świetlówce na tyle dużo że było naocznie zauważalna.

Prąd rozruchu (inrush current)
Tym co wzbudza największe kontrowersje i co stało się źródłem mitu o włączaniu, jest dla świetlówek prąd rozruchu. Jest to prąd pobierany w momencie włączenia, potrzebny do rozruchu urządzenia, mający postać nagłego ale chwilowego skoku natężenia pobieranego prądu. Jest to związane z koniecznością zainicjowania odpowiednich procesów w urządzeniu - w kondensatorach jest to prąd ładowania, czyli rozkładanie ładunku na powierzchni okładki. Wysoki prąd rozruchu mają na przykład żarówki - w pierwszym momencie, gdy włókno jest jeszcze zimne, ma dosyć wysoką przewodność elektryczną, toteż przez chwilę następuje duży przepływ energii  a prąd może osiągać wartość do kilkunastu amperów; potem włókno rozgrzewa się i zaczyna wykazywać duży opór.

Podobna sytuacja występuje w świetlówkach. Prąd rozruchu dla świetlówek kompaktowych to ok. 7-10 A. Ile jest to energii? Cóż, możemy to przeliczyć na moc, czyli waty. Moc P to napięcie U razy prąd I czyli:
P= U*I
Wiedząc że prąd w gniazdku to w Polsce 230 V i przyjmując wartość prądu rozruchu za 10A, możemy policzyć:
230V*10A=2300 W = 2,3 kW
Jak więc widzicie, pobór prądu jest gigantyczny. Z tego też powodu często się mówi że gdy świetlówka jest często włączana i wyłączana, to zżera więcej prądu niż zaoszczędza, przez co lepiej jest ją zostawić zapaloną niż włączać na krótko.
Jednak tym co dla nas jest najważniejsze, to nie pobór prądu, tylko koszty, a liczniki zliczają prąd w kilowatogodzinach, a więc liczą w ilość prądu pobraną w czasie. To ile kWh zużyje świetlówka na rozruchu,. zależy więc od tego jak długo ten rozruch trwa. Wraz z przestrogami przed częstym włączaniem po świecie krążą różne czasy - jedni mówią o kilku sekundach, inni o minucie a parę razy słyszałem że zwiększony pobór trwa całe pięć minut. Wystarczy jednak dobrze poszukać aby przekonać się, że jest to czas bardzo krótki. Nie minuta, nie sekunda ale zaledwie kilka milisekund. Zwykle, zależnie od typu świetlówki, jest to od 1 do 5 milisekund.[1] Impuls rozruchowy to nie jest to samo co czas rozgrzewania się świetlówki, w którym stopniowo osiąga ona właściwą jasność - w momencie pojawienia się pierwszego światła rozruch już ustał, teraz jedynie musi odparować więcej rtęci aby natężenie ultrafioletu było odpowiednie.

Jak łatwo się domyśleć, nawet gigantyczny pobór prądu w ciągu ułamku sekundy przełoży się ostatecznie na małe zużycie, liczone przez liczniki w kilowatogodzinach. Przyjmijmy wyliczoną wartość prądu rozruchu i przyjmijmy że impuls ten trwa 5 ms. 

5 ms = 0,005 s = 0,000083 h

2,3 kW * 0,000083 h = 0,00019 kWh

Oznacza to że świetlówka z bardzo dużym prądem rozruchu, ale trwającym ułamek sekundy, wywoła zużycie prądu obciążające naszą kieszeń o setne części grosza. To zupełnie niezauważalne. Tak na prawdę nawet jeśli świetlówka jest w miejscu, w którym co chwila się ją zapala i gasi, to zgaszenie jej na sekundę wywoła większą oszczędność energii, niż zużycie w momencie zapalenia.
Internetowe porady, mówiące, że lepiej żeby się długo paliła, niż żeby była kilka razy włączana są zatem szkodliwe.

Jeszcze wyższe prądy rozruchu mają lampy LED, sięgające w impulsie do 100-200 A. Przy tak wysokich skokach trzeba brać pod uwagę skoki poboru przy włączaniu na raz większej ilości lamp, bo automatyczne bezpieczniki mogą się wyłączać biorąc to za zwarcie.

Tak więc świetlówka energooszczędna naprawdę oszczędza.
------
*  http://www.wmae.pl/userfiles/file/Baza%20wiedzy/Publikacje/swietlowki_generatorem_oszczednosci.pdf
[1] http://www.electrical-installation.org/enwiki/Electrical_characteristics_of_lamps

wtorek, 29 lipca 2014

1862 - Tornado w Żerkowie

Oto kolejny dobrze udokumentowany i opisany przypadek trąby powietrznej w naszym kraju:

Trąba powietrzna okropną zrządziła klęskę w Żerkowie w WX Poznańskim d 29 lipca pomiędzy godziną 3 a 4 z południa. Po nieznośnym prawie upale i śród zupełnej ciszy, zachmurzyło się niebo i opuścił się deszczyk z dalekim grzmotem. Nagle gorące powietrze tak się zagęściło, że ciężko było oddychać; nad miastem zawisła chmura, a wśród niej ukazał się popielaty klin, spuszczający się ostrym końcem ku ziemi, w którym wyraźnie można było dostrzec żwawą mieszaninę jakby gotującej się wody.
Przed miastem od zachodu począł się od dołu wir, który świdrując coraz wyżej, złączywszy się z powyższym klinem, rozpoczął szalony taniec po mieście, porywając ze sobą wszelkie sprzęty, pościel, dachówki a coraz silniej się srożąc, wyrwał najpotężniejsze drzewa z korzeniami, zdzierał dachy i całe domy wywracał, a porwane przedmioty w swym wnętrzu jak proch rozmiatał.
Wszystko to było dziełem pięciu minut.Przeszło 30 budynków zgrochotane na miazgę, przyczem dwoje ludzi zostało śmiertelnie rannych. Piękne sady zrównane z ziemią a miasto całe zasypane gruzami. Przeszło 40 rodzin zostało bez przytułku. We wsi Raszewie o 1/4 mili na wschód od Żerkowa, dokąd pędziła ta straszna plaga, zmiotła wszystkie budynki folwarku, prócz szpichlerza, przy czem znikł bez śladu wyrobnik Grala, którego burza spotkała na podwórzu.
O podobnem nieszczęsciu donoszą z Bnina.[1]
Opis jest najzupełniej jasny - z chmury burzowej zszedł lej trąby. Strona na temat historii Żerkowa wspomina, że trąba zniszczyła 1/3 budynków w mieście co, jeśli zważyć że zaledwie kilka miesięcy wcześniej pożar niszczy 2/3 budynków, było dla miasta wielką katastrofą.[2]
Inną obszerną relację tego zdarzenia podaje książka "Strażnica Ostrów i miasto Żerków. Obrazek z dziejów przeszłości naszej" księdza Łukaszewicza, będąca próbą podsumowania historii miejscowości. Tekst, dostępny w formie skanów[3] jest zbyt obszerny aby do tu przepisywać, toteż jedynie streszczę najważniejsze kwestie.

Jak opisuje autor w dniu 29 lipca o godzinie 4 po południu na zachodzie pojawiła się ciemna chmura mająca u dołu "zakręcony lejek, podobny do końca skorupy ślimaczej". Lej ten poszerzył się i obniżył aż dotknął ziemi. Gdy zbliżył się do miejscowości, zerwał się wiatr wywołujący zniszczenia w okręgu "na 2000 metr. w średnicy", który był zdolny uszkadzać mury domów. Po przejściu przez część miejscowości, wir przeniósł się w okolice kościoła gdzie, jak rozumiem, podświetlony od tyłu wyglądał jak płomiennorudy obłok, tak że myślano, że kościół się pali. Następnie wir przeniósł się nad Raszewy, gdzie przewrócił nowe murowane stajnie i obory. Przyjął tu szczególną formę, którą opisuje się jako ognistą wstęgę co chwila schodzącą ku ziemi to podnoszącą się. Domyślam się że był to lej który stał się cieńszy i mniej skonsensowany, toteż mógł wyglądać jak smuga, zwłaszcza pod światło. Lej ten poszedł następnie w kierunku Pyzdr.
W wyniku trąby zginąć miały dwie osoby - młynarz w zniszczonym wiatraku i pasterz przysypany gruzami w Raszewach. Jeśli chodzi o zniszczenia, opisuje się tam wyrwanie z ziemi gruszy i przerzucenie jej na odległość 200 metrów na południowy wschód, przy czym lecąc ścinała swym pniem czubki innych drzew jak kosa. Duża stodoła została tak uszkodzona, że "mury jej do koła popękały" - czyli jak rozumiem doszło do zerwania dachu i uszkodzenia szczytowych partii muru. Na poddaszu tej stodoły pracowały dwie osoby, mężczyzna i kobieta, pochwycone w powietrze na dużą wysokość, po kilku obrotach wypuszczone - mężczyzna łagodnie i bez szkód, kobieta gwałtownie aż się połamała.
Ponadto zginęło wtedy dużo ptactwa domowego, a ponadto trąba wyssała z dużego stawu wodę wraz z rybami i daleko uniosła.
Inne źródła piszą o trzech ofiarach, trzecią byłby ten wyrobnik porwany w powietrze.
Musiało być to zatem bardzo silne zjawisko, o sile prawdopodobnie F2 lub może F3. Przeszła prawdopodobnie przez południową część miejscowości z kościołem, gdzie znajdowały się widoczne jeszcze dziś stawy. Długość pasa zniszczeń to jakieś 2,5-3 km.

Jak opisuje ówczesna prasa, w dniu 29 lipca silne burze miały wywołać szkody też w innych miejscowościach. W Sarnowie przeszła burza gradowa: "Ziemia wraz z niebem połączyła się jednym tumanem wiru i kurzu" - co mogłoby być opisem trąby, lub kolumny opadowej z silnym wiatrem. We wsi zniszczone zostało zboże i 30 budynków, a grad wielkości ziemniaka zabił woła, mnóstwo ptactwa i poranił ludzi.[4] Wspomina się jeszcze o Bninie, ale brak bliższych informacji.

W bibliotekach cyfrowych można znaleźć jeszcze jedno źródło, kronikę miasta w języku niemieckim. Niestety wydrukowano ją w takiej okropnie ozdobnej czcionce że nawet nie mogłem odczytać co wpisać do translatora.
-------
[1] Gwiazdka Cieszyńska No. 33 Cieszyn 16 sierpnia 1862 roku, SBC
[2] http://www.historia.zerkow.pl/kalendarium.html
[3] http://www.wbc.poznan.pl/dlibra/docmetadata?id=17897&from=publication
[4] Gazeta Polska 4 sierpnia 1862, Polona.pl

środa, 23 lipca 2014

Wszystko na odwrót

Co to się dzieje na świecie - baby z penisami, chłopi ze szparką... Tak w każdym razie mogli pomyśleć biolodzy gdy odkryto rodzaj Neotrogla, zamieszkujący surowe jaskiniowe środowisko.

Te niewielkie owady z rodziny Psotników ( Psocoptera) żyją w suchych jaskiniach na terenie Brazylii, żywiąc się głównie odchodami nietoperzy. Nie wyróżniają się ani kolorem, ani kształtem czy jadowitością, natomiast wykształciły zupełnie unikalne narządy płciowe, nawet na tle dużego ich zróżnicowania u owadów.

Pchle samce posiadają prącie zwinięte w spiralę, które rozwija się w drogach rodnych samicy. Inne owady posiadają pokładełka z różnymi końcówkami, które wiją się, nadymają i pulsują w samicy.

Samce pluskwy dosłownie wbijają się swym pokładełkiem w ciało samicy, wprowadzając swój organ poprzez odwłok. Jeszcze inne gatunki posiadają penisy z końcówkami w kształcie wyciora, którymi chędożą wnętrze samicy ze spermy poprzedników, zanim nie wprowadzą własnego nasienia. Aby lepiej wczepić się w samicę, niektóre penisy posiadają haczyki lub zadziorne łuski

A jak mają Neotrogla? Dokładnie odwrotnie.
Samce nie posiadają penisa, zamiast nich mają otworek z niewielką niszą do której wydzielany jest płyn z plemnikami. Natomiast samice posiadają podłużny organ, nazwany gynosomem, ale pełniące funkcje żeńskiego penisa. Podczas kopulacji, samice dosiadają samców od tyłu i wsuwają swój gynosom w otwór z tyłu samca, który następnie pęcznieje i wczepia się w samca małymi haczykami. Owady pozostają tak sczepione jakieś 40-70 godzin.
Jakby odwrotności w wykształceniu narządów było mało, odwrotny jest też kierunek przepływu wydzielin - narząd samic nie nastrzykuje lecz zasysa spermę od samca.
Tak niezwykła budowa i czas trwania kopulacji, tłumaczone są tym, że sperma dawana przez samce oprócz plemników zawiera też dużą ilość substancji odżywczych, stanowiąc odżywkę pozwalającą na wyprodukowanie jajeczek. Najwyraźniej przodkinie dzisiejszych gatunków zaczęły zasysać spermę, i w miarę stopniowego przystosowania wykształcił się im specjalny organ zasysający, pełniący też rolę tymczasowego zbiorniczka na spermę. Wobec tego pokładełka samców stały się nie potrzebne i uległy redukcji.
Na dodatek to samice zabiegają o samców, a ci bywają wybredni odnośnie tego której samicy dadzą się spenetrować

Wszystko na odwrót
--------
* http://www.nature.com/news/female-insect-uses-spiky-penis-to-take-charge-1.15064
* http://insect3.agr.hokudai.ac.jp/psoco-web/pdf/2014CB.pdf

czwartek, 17 lipca 2014

Murzynek Bambo

W dyskusjach na temat poprawności politycznej, i kwestii tego jakie określenia pewnych grup są właściwe a jakie nie, przewija się czasem argument Murzynka Bambo, rzekomo kontrowersyjnego, potencjalnie rasistowskiego wiersza, który z pewnością zostanie wkrótce zakazany w ramach dążenia do poprawności politycznej.
Uważającym że wiersz jest kontrowersyjny, radzę go najpierw przeczytać, bo mam wrażenie że od czasów gdy przestał się pojawiać w szkolnych podręcznikach, stał się dla 90% społeczeństwa znany ze słyszenia, tak jak słynne "Ala ma kota" z przedwojennego elementarza którego mało kto na oczy widział.

Proponuję zatem najpierw przeczytać a potem zastanowić się na ile kontrowersyjny jest to wiersz, bo mam wrażenie że jest dokładnie odwrotnie:

Murzynek Bambo w Afryce mieszka,
Czarną ma skórę ten nasz koleżka.

Uczy się pilnie przez całe ranki
Ze swej murzyńskiej Pierwszej czytanki.

A gdy do domu ze szkoły wraca,
Psoci, figluje - to jego praca.

Aż mama krzyczy: "Bambo, łobuzie!"
A Bambo czarną nadyma buzię.

Mama powiada: "Napij się mleka",
A on na drzewo mamie ucieka.

Mama powiada: "Chodź do kąpieli",
A on się boi, że się wybieli.

Lecz mama kocha swojego synka,
Bo dobry chłopak z tego Murzynka.

Szkoda, że Bambo czarny, wesoły,
Nie chodzi razem z nami do szkoły
 Jak przedstawiony jest Bambo? Czy negatywnie? Czy jest potępiany?
Na samym początku uwagę powinno zwracać określenie "nasz koleżka". Wiersz został napisany dla dzieci z pierwszych klas szkoły. Jeśli o Bambo pisze się "nasz koleżka" to oznacza to tylko tyle, że "mały murzynek jest waszym kolegą drogie dzieci". Nie sługą, nie zabawnym głupim niewolnikiem jak u Sienkiewicza, tylko małym chłopcem, takim samym jak wy dziatki.

W tej konwencji napisana jest cała reszta. Chłopiec jest niesforny i lubi psocić, a jego postać przedstawia ogólnodziecięce stereotypy. Jakoś tak się utrwaliło, że dzieciaki są małymi łobuziakami, lubią figle i żarciki, nie lubią gdy wieczorem zagania się je do kąpieli, nie lubią mleka itp. W zasadzie autor mógłby jeszcze dorzucić szpinak.
Na koniec okazuje się jednak, że murzynek jest "dobrym chłopakiem" kochanym przez matkę i że bardzo szkoda że taki mały murzynek nie uczy się razem z nami, w polskiej szkole podstawowej, bo to przecież "koleżka" taki jak my.

Wymowa ogólna wiersza jest więc wręcz antyrasistowska - mały murzynek jest takim samym chłopcem jak nasze polskie, białe dzieci, mógłby spokojnie uczyć się z nami. Nie ma podziału na rasy, nie ma mówienia kto jest gorszy a kto lepszy.

Kontrowersyjny może być natomiast sposób przedstawienia dla czytelnika zachodniego, bo niewinne przedstawienia niesfornego dzieciaka w kontekście koloru jego skóry wydają się idealnym odwzorowaniem wielowiekowych stereotypów jakie panowały i wciąż panują w USA.
Jeśli Murzynek cały dzień zajmuje się tylko "figlami i psotami" mogłoby to odpowiadać stereotypowi, że czarni nie chcą pracować a zamiast tego popełniają przestępstwa. Uciekanie na drzewo wygląda jak podkreślanie prymitywizmu, podobieństwa do zwierząt. Nie chce się kąpać, co odpowiadałoby częstemu przekonaniu, że ludzie o ciemnej karnacji są po prostu brudni, że śmierdzą czy to z braku higieny czy z natury (podobna w formie była antysemicka narracja o Żydach śmierdzących czosnkiem). Na dodatek chłopiec boi się, że się wybieli od kąpieli, czyli uważa jasną skórę za niewłaściwą.
Z punktu widzenia kulturyZachodu  wiersz jest straszny, z naszego naszej nie, bo stereotypy tego typu albo u nas nie krążyły albo pojawiły się stosunkowo niedawno. Różnice kulturowe powodują, że ocena polskiego wiersza z lat 30. za pomocą kategorii ocen wypracowanych we współczesnej Ameryce, nie jest taka oczywista. Trzeba być ignorantem aby nie brać tego pod uwagę.

Zresztą sami amerykanie mają problem z oceną własnych dawnych wytworów - w wielu bibliotekach szkolnych usiłowano wycofać lub wycofywano "Chatę Wuja Toma", książkę słynną z tego, że wywołała dyskusję na temat niewolnictwa, zwłaszcza w kontekście jego niezgodności z chrześcijaństwem. Z jakich przyczyn ją wycofywano? Bo miała propagować rasizm...
Autorka przedstawia czarnych niewolników tak, jak byli traktowali - podle, brutalnie, gorzej niż zwierzę; wkłada w usta złych postaci takie słowa jakie były w tym czasie używane w stosunku do Murzynów, a więc niewolnik, ścierwo, czarnuch. Wprawdzie jej intencją było realistyczne przedstawienie tego co miało miejsce, ale w dzisiejszych czasach z niemal odruchową poprawnością polityczną, realistyczny obraz dawnego niewolnictwa jest niewłaściwy.
Podobnie jest a Huckiem Finnem z książek Marka Twaina, który często używa słowa nigger dziś uważanego za obraźliwe, ale wtedy jeszcze nie, toteż trudno na tej podstawie przypisać Twainowi rasizm. Tabuizacja tego słowa doprowadza do tego, że nawet w opracowaniach naukowych na temat rasizmu, bywa zastępowane eufemizmem "słowo na literę N" (Sami Wiecie Jakie).

Zajmę się tutaj jeszcze kwestią słowa "murzyn" uważanego za kontrowersyjne. Osobiście nie uważam, aby słowo było rasistowskie, w dodatku powinno być nadal używane, na co mam dwa uzasadnienia:
1. Słowo w ogóle nie odnosi się do koloru skóry - wszystkie angielskie określenia w mniejszym lub większym stopniu jednak zaznaczają, że cechą wyróżniającą na podstawie której określa się kogoś tą nazwą, jest czarny kolor skóry. Za neutralne uważa się "black" czyli czarny. Obraźliwe nigger i w mniejszym stopniu negro wywodzą się z hiszpańskiego słowa oznaczającego czarny kolor. Ogół nie-białych ludzi jest też określany jako colored - "kolorowi", co poza slangiem też jest uważane za obraźliwe określenie.
Nasz polski Murzyn sam w sobie nie zawiera sugestii, iż nazwany w taki sposób człowiek ma  czarną skórę. Jeśli przeciwieństwem rasizmu ma być sytuacja, w której kolor skóry przestaje mieć znaczenie, to bardziej do takiej sytuacji pasuje "bezbarwny" murzyn niż "czarny"
2. Słowo ma długą historię i nigdy nie było używane wyłącznie w obraźliwym kontekście - słowo wywodzi się od określenia Maur, przywędrowawszy prawdopodobnie za pośrednictwem niemieckiego Mohr, będąc w pewnym sensie zdrobnieniem. Maurami w dawnych czasach nazywano czarnoskórych Afrykanów, ale też ogół muzułmanów, czasem nawet włochów o ciemnej karnacji. Przez długi czas poza "maurem" i "murzynem" nie było u nas w powszechnym obiegu innych określeń, toteż zawierają go wszystkie zbitki językowe i przysłowia, odwołujące się do przypisywanych czarnoskórym cech. Zarazem jednak nie było używane w celu obraźliwym, po części z braku podmiotu do którego można się było zwrócić, po części z braku alternatywnych określeń.

Warto też w ocenie brać pod uwagę ówczesną kulturę polską. W tym czasie praktycznie nie było u nas żadnych Murzynów, a co za tym idzie nie rozwinął się klasyczny rasizm. Wszystkie ówczesne podziały społeczne toczyły się na linii Polak-Niepolak oraz wedle kategorii religijnych, w mniejszym stopniu politycznych. Autor prawdopodobnie nie wiedział jak czarnoskórych traktuje się w tym czasie w Ameryce, trudno więc przypisywać mu jakąś intencjonalność w doborze przykładów, tym bardziej że sam w tym czasie doznawał prześladowania z powodu pochodzenia (większość głosów krytycznych sprowadzała się w tym czasie do stwierdzenia, że Tuwim jest Żyd i jego wiersze dlatego są złe).

Jeśli chodzi o imię - Bambo mogło wziąć się od Bambusa, ale z drugiej strony liczne ówczesne bajeczki nadawały bajkowym Murzynom podobne imiona, zdaje się że była w tym czasie dostępna zabawka o tym imieniu, w każdym razie "Małe Pisemko" opublikowało kilka wierszyków o chłopcu, jego misiu i murzynku Bimbo lub Bambo.
W Ameryce popularna była w tym czasie książka o "Murzynku Sambo" , potem wywołująca kontrowersje, ale głownie z powodu ilustracji, bo treść nie zawierała niczego poniżającego.

Zatem w skrócie: Wiersz Tuwima na antyrasistowski wydźwięk. Murzynek jest "naszym koleżką" czyli dzieckiem takim samym jak polskie dzieci, i szkoda że nie uczy się wraz z polskimi dziećmi w szkole. Jest przedstawiany wedle stereotypów, ale nie rasistowskich lecz ogólnodziecięcych - jest łobuziakiem, nie lubi mleka nie lubi gdy zaciągają go do kąpieli - ale mimo to pozostaje dobrym chłopcem.

Nawiasem mówiąc jeśli już coś miałoby być obraźliwego, to raczej ilustracje kolejnych wydań tego wiersza, gdzie konsekwentnie z chłopca w pierwszej klasie szkoły robi się małego dzikuska w spódniczce z trawy, albo coś podobnego do małpki:




To jest dopiero utrwalanie stereotypów...

niedziela, 13 lipca 2014

1905 - Trąba powietrzna koło Kartuz

Jak opisywała prasa, 109 lat temu na Pomorzu:

Trąba powietrzna nawiedziła w tych dniach okolicę Kartuz na Prusach Zachodnich, jak donosił krótko telegram
Obecnie nadeszły szczegóły. Trąba zerwała z kilku domów dachy i sufity. Ludzie widzieli jak trąba się zbliżała. Był to słup w powietrzu. Takiego zjawiska jeszcze nikt w tej okolicy nie widział. Z pewnego pomieszania ludzie ukryli się w dołach do kartofli, lecz zapomnieli wziąć półtoraroczne dziecko, które spało w kołysce. Opatrzność Boska ocaliła jednak dziecko, chociaż dach, posowa i obrazy ze ścian wicher pozrywał. Stodołę, chlew, kilka sztuk drzewa, wody, pługi i brony wicher porwał aż na kilka set kroków rozrzucił.
Ludzie, którzy byli na polu uciekali, myśląc, że to koniec świata; niektórzy wołali, że to ziemia się pali, ale trąba wichrowa przy tych zabudowaniach się rozeszła.
Następnie zaczął padać grad wielkości jaj gołębich. Wszystko zboże w okolicy zniszczone. Deszcz lał jak z cebra. W niektórych miejscach wszystko piaskiem zasypane. Trąba jeszcze przy tem zniszczyła kartofle i zboże - jak daleko sięgała wszystko zmarnowane. Trzy osoby, mężczyzna, i dwie kobiety postradało życie, kilkoro osób dorosłych i dzieci jest rannych.

[Głos Śląski nr. 157 1905 13 lipca]
Ten "słup w powietrzu" potwierdza wystąpienie trąby. Teraz trzeba tylko ustalić jakie było właściwe miejsce i kiedy były "te dni" gdy się pojawiła. Nieco wcześniejsza wzmianka* z 8 lipca podaje, że miało to miejsce w okolicy Kamienicy koło Kartuz, ale też bez daty zdarzenia. Jedno źródło niemieckie pisze o jakiejś trąbie lub wichurze z 27 czerwca w Stężycy - a to całkiem niedaleko, więc może chodzić o to samo zdarzenie
------
* Głos Śląski  sobota 8-go lipca 1905

piątek, 4 lipca 2014

Argumentum ad arabicum

Gdy Schopenhauer zestawiał w swej Erystyce najważniejsze metody argumentacji nierzeczowej, używane do przekonywania o swej racji mimo że nic do niej nie wnoszą, nie uwzględnił tam niektórych metod, jakie zaczęły zdobywać popularność w późniejszym okresie.
Uzupełnię jego spis o jeden punkt, mając nadzieję że mój wkład w historię erystyki zostanie w przyszłości doceniony - do wymienionych tam już metod, jak argumentum ad ingorantum, czy argumentum ad personam, dodaję kolejny: argumentum ad arabicum - czyli nic nie jest złe, bo w islamie mają gorzej.

Powoływanie się na przykład okropnego, żądnego krwi, zacofanego i trzymającego się podstawowych wartości moralnych Islamu w dyskusjach, przybiera dwie wydawałoby się przeciwstawne formy - jedna pochwalająca, i wyrażająca żal że u nas tak nie ma; druga natomiast stanowi argumentację "a u was biją murzynów" a'rebous i ma służyć pokazaniu, że to co u nas uznaje się za złe, nie jest jeszcze takie najgorsze, bo hen za siedmioma pustyniami dzieje się gorzej. W ostateczności argument islamski może przydać się jako straszak, na zasadzie "nic nie zmieniajcie, bo przyjdzie Islam i was zje".

Jako przykłady praktyczne tej metody argumentacji, zacytuję komentarze z Onetu i innych portali, stanowiące kwintesencję takiego stylu kłótni. A więc na początek islam-straszak:

Siemiomysł: Jak przyjdzie Islam to dopiero zobaczysz, co to znaczy religijny zamordyzm. Jak zlikwidujesz Kościół Katolicki, to przyjdzie Islam. Ludzie jakąś religie muszą mieć.

Kościoły protestanckie (w różnych postaciach) rozbijają jedność chrześcijan i są jednym z głównych powodów obecnej politycznej słaboś
ci Kościoła Katolickiego i przyczyniają się do sukcesów Islamu.
Różne ruchy protestanckie nie są żadnym przeciwnikiem dla Islamu i Islam "zje je jednym kłapnięciem"
.
Mysl_to_nie_boli:  pytanie, czy walczycie z patologiami w KK, czy chcecie po prostu wymazać z życia publicznego chrześcijaństwo. Jeśli tak, to gratuluję, dopiszcie sobie kolejny punkt do swoich postulatów:
xx. kupić dywanik, na którym wkrótce wszyscy oddamy cześć Allahowi...
nie ma próżni, wytniecie chrześcijaństwo (macie wybór), przyjdzie islam (wyborów nie będzie)
Straszenie Islamem i skutkami krytykowania obecnej sytuacji pozwala też przeforsować inne pomysły. Nie tylko bowiem bezkrytyczne  chrześcijaństwo  jest uważane za środek zapobiegający, którego podważanie musi niechybnie doprowadzić do muzułmańskiej apokalipsy. W dyskusjach na temat rozwydrzonej polskiej młodzieży, która ulegając totalitarnym ideologiom podpala imigrantom drzwi,  z nudów rysuje koślawe swastyki i powieszone gwiazdy, a w przerwach umawia się na bójki i okazjonalne wszczyna na ulicach rwetes pomachując jakimiśtam szalikami - pojawia się niekiedy szczególna argumentacja, zdająca się forsować ideę, że albo zaakceptujemy maczety na ulicach albo będziemy mieli meczety przy ulicach.

Teraz argumentacja "muzułmanie sobie z tym radzą" używana aby zarzucić oponentowi tchórzliwość i bazująca na podświadomym pochwalaniu zdecydowanych metod, które rozwiązują problem:

 Senator Stanisław Kogut: Gdyby ten pan spróbował w kraju islamskim zniszczyć Koran, przekonałby się szybko o konsekwencjach takich działań…[o instalacji artystycznej Jezusa z butelkami krwi w rękach]
Krysti_22:  Niech spróbuje tak samo postąpić z Koranem, jak postąpił z Pismem Świętym, ciekawe co na to by powiedzieli Muzułmanie [o Nergalu]
No i na koniec argumentacja " to co u nas nie jest złe, bo muslimy mają gorzej":
Ojoj straszne rzeczy, naprawdę. Wszyscy się uczepiliście Rosji jakby to był jedyny kraj w jakiś sposób przeciwny osobom homoseksualnym. Oczywiście, to okrutne, ale co mają powiedzieć KOBIETY ŻYJĄCE W KRAJACH ISLAMSKICH, na przykład. A jak już się tych osób homoseksualnych trzymać, właśnie w krajach islamskich, to jestem przekonana, że są gorzej traktowani niż ci w Rosji. Nie wspominając o innych krajach, w których prawa człowieka są łamane codziennie i nikogo to nie obchodzi, bo Rosja(...)  Zapewniam, że w krajach islamskich robią gorsze rzeczy i też to nagrywają.
 Opracowane i skatalogowane odmiany argumentum ad arabicum, udostępniam na wolnej licencji.

wtorek, 1 lipca 2014

1917 - Trąba powietrzna koło Wielunia

Jak donosiła prasa, 97 lat temu:

Król. Polskie (Trąba powietrzna)
Obywatel miasta Piotrkowa S.K. jadąc wraz z księdzem X. - jak donosi Ziemia Lub. - obserwował rzadkie zjawisko: groźną trąbę powietrzną. Było to dnia 2 bm. w sobotę o godzinie 6 po południu w pobliżu rzeki Warty w powiecie wieluńskim w miejscowości Folwark Raducki.
Upału wielkiego nie było, była ładna pogoda, naraz z odległej chmury zaczął się formować lej, ostrzem zwrócony ku dołowi, z ziemi zaś zaczął się wznosić jakby dym spomiędzy zabudowań wymienionej miejscowości. Straż ochotnicza z Osiakowa chciała przyśpieszyć na ratunek; dla obserwacyi udała się na wieżę kościoła, ale ognia nie było widać, nie był to bowiem dym, tylko kurz. Skutki trąby były straszne - jedną stodołę zmiotła do klepiska, dwoje uszkodziła i trzy domy mieszkalne. Ludzie w panice pouciekali. Części maszyn i budynków znaleziono daleko w polu.
[Kuryer Śląski Gliwice, czwartek 28 czerwca 1917, SBC Katowice]
Opis jest najzupełniej jednoznaczny, aby można było stwierdzić że była to trąba powietrzna.

Dopisek 2015:
Odnalazłem jeszcze jeden, bardzo szczegółowy opis tego zdarzenia:
 Trąba powietrzna. Z okolicy Wielunia, w gubernii kaliskiej, piszą do nas:
W dniu 2-im czerwca oglądaliśmy podczas burzy ciekawe a rzadkie zjawisko. Oto chmura, która przy odgłosie grzmotów nadciągała z zimowego zachodu, zaczęła się wydłużać i opuaczać ciemną smugą ku ziemi, jednocześnie zaś pod wsią Raduckim-Folwarkiem, 6 wiorst od Osiakowa, zaczął się unosić na wzgórzu pod lasem wirujący tuman kurzu, a gdy zwisająca chmura nadciągnęła, połączył się z nią tak, że między obłokami a ziemią utworzył się olbrzymi słup ciemny.
Słup ten posuwał się, kręcąc się szybko w kółko, i w powietrzu powstał tak gwałtowny wir, że kamienie porwane z ziemi wylatywały w górę. belki wiatr poroznosił w pole, uniósł wóz w górę i roztrzaskał,
a deski z niego i słomę o wiorstę odrzucił. Drzewa, które ów wir zagarnął, powyrywane zostały z korzeniami. We wsi kilka budowli zostało zniszczonych, a jedna stodoła, wzięta w całości w górę, na części tam została rozerwana i resztki drzewa z niej znaleziono w polu. Ludzie w popłochu uciekali ze wsi.
Doszedłszy do niewielkiego stawu przy drodze z Raduckiego-Folwarku do Osiakowa, słup. kręcąc się wciąż zawrotnie, przerwał się na dwie części, z których większa cofnęła się ku chmurom, a mniejsza znikła, rozpostarłszy się na ziemi. Oziminy na drodze, którą słup się posuwał, zostały zniaczone i zbielały. Najstarsi ludzie w tych stronach nie pamiętają podobnego zjawiska.

[Gazeta Świąteczna 24 czerwca 1917 no. 1899 WBC]

sobota, 28 czerwca 2014

Równoważąc kamienie

Zacząłem się ostatnio bawić w układanie kamieni jeden na drugim i sprawdzanie czy się nie przewracają.
Stone Balancing stanowi coś pomiędzy hobby a sztuką. Układanie kamieni bez zaprawy i wsporników w różnego rodzaju stosy zdarzało się już dawno. Kopczyki kamieni układane w górach lub na rozległych równinach, stanowiły często punkty orientacyjne zaznaczające przebieg szlaków. Inne miały znaczenie kultowe - ludy innuickie zamieszkujące północne obszary Kanady (u nas znane pod ogólną nazwą Eskimosów), od wieków budowały kamienne stosy inuksuk, czasem mające postać pojedynczego stojącego kamienia, czasem słupa ułożonego z mniejszych kamieni a czasem przybierające formę podobną do sylwetki ludzkiej.
Mongolskie ovoo to stosy kamieni i patyków, zdobione kawałkami kolorowego materiału, służące jako obiekty kultu lokalnych duchów.

Nowoczesne układanie kamieni, służące raczej sztuce, jest stosunkowo świeżym pomysłem, zwykle za prekursora uważa się Andy'ego Goldsworthy'ego, artystę działającego w nurcie land art, który budował podobne konstrukcje w latach 70.
Obecnie istnieje wielu ludzi parających się czymś takim. Niektórzy dorobili do tego filozofię tłumaczącą, że równoważenie kamieni ma być medytacją zen pozwalającą na osiągnięcie równowagi wewnętrznej. Inni uważają, że to sztuka.
Mistrzem w ukladaniu bardzo chwiejnie wyglądających wieżyczek jest Bill Dan, układający swe stosy z kamieni falochronów:
Bardzo piękne układa też Peter Juhl:




A ja?

Cóż, dla mnie to nie tyle sztuka co sztuczka.
Kiedy przeczytałem o tym szukając informacji o pracach Goldsworthy'ego, którego instalacje z liści, patyków i lodu bardzo mi się podobały, przypomniałem sobie o stosie polnych kamieni na łąkach niedaleko mojego domu, i pomyślałem - ciekawe czy mi się uda.
I po kilku próbach (oraz przygnieceniu stopy) udało mi się całkiem nienajgorzej:
Ten stos przetrwał dwa tygodnie aż do porządnej ulewy. Kolejne próby wychodzą mi coraz lepiej:
Ponieważ mam w domu trochę obtoczonych kamieni przywiezionych znad morza lub znalezionych w pasku, zacząłem układać takie stosiki w domu, dokładając nowe kamyki gdy poprzedni stos się rozsypie:

Nie wiem czy w Polsce ktoś się tym profesjonalnie zajmuje, ale pewno tak.








środa, 25 czerwca 2014

1920 - Trąba powietrzna w Bęczkowicach

Dość niezwykłą przygodę przeżył 94 lata temu pewien pechowy pastuszek:

Pastuszek z krową porwani przez trąbę powietrzną

W tych dniach w różnych okolicach Polski srożyły się liczne burze; w Bęczkowicach, ziemi piotrkowskiej w dniu 20 z.m. o godzinie 6-tej po południu szalała trąba powietrzna, siejąc grozę i zniszczenie.
Szalony żywioł zerwał i uniósł dwa dachy, wyrwał wodę ze stawu miejscowego wraz z rybami; z torfowisk prócz wody wyrwał głębokie pokłady torfu; następnie, sunąc przez błonia, uniósł kilkuletniego chłopczyka i krowę. Na szczęście chłopczyna i krowa zostali siłą wiru z powrotem opuszczeni na ziemię - bez poważniejszego szwanku.

Trąbę widziano w promieniu kilku mil w postaci dwóch lejów, odciemnego i górnego, schodzących się pośrodku ciemną smugą, a odznaczającą się na tle biało-sinej chmury barwą ciemną.

[Gazeta Gdańska 21.07.1920 PBC Gda.pl]
Bęczkowice leżą w południowej części województwa łódzkiego. Wygląda na to że chodziło o dzień 20 czerwca.. Opis jest jednoznaczny, natomiast ciekawe jest że ani chłopcu  ani zwierzęciu nic się nie stało mimo krótkotrwałego uniesienia.

niedziela, 22 czerwca 2014

Allah dba o twoje zdrowie

Po ostatnim wpisie na temat "naukowych" potwierdzeń prawdziwości Koranu, zajmę się inną osobliwością z cytowanej strony - "naukowym" potwierdzeniem że zasady halal są bardzo zdrowe i zostały zesłane przez Allaha dla wspomożenia ludzkości.

Halal a koszer
Religijne tabu żywieniowe zarówno w Judaizmie jak i islamie jest bardzo podobne, opierając się oczywiście na poleceniach ze świętych ksiąg. Samo określenie Halal znaczy tyle co "nakazane" i rozciąga się na wszystkie dziedziny życia, dotycząc czynów, modlitw, oraz jedzenia. Zasadniczo w obu grupach nakazy są takie same - zakaz spożywania krwi i mięsa niewykrwawionych zwierząt, mięsa wieprzowego i zwierząt nieczystych, do czego zaliczają się też owoce morza. Zwierzęta muszą być zabite w sposób rytualny, przez poderżnięcie gardła w obecności duchownego recytującego modlitwy; co do szczegółów, islam wymaga aby zabijane zwierzę było zwrócone głową w stronę Mekki. Co ważniejsze, zabijane zwierzę nie może być ogłuszone lub zabite tuż przed cięciem w jakiś inny sposób. Jeśli zwierzę zabije się bolcem wstrzeliwanym w czaszkę na minutę przed podcięciem gardła, to już będzie traktowane jak padlina, a padliny spożywać też nie wolno.
Stąd właśnie te wszystkie kontrowersje wokół uboju rytualnego.

Ta nie zdrowa wieprzowina
Kwestie złego wpływu alkoholu, lichwy, nałogu czy cudzołóstwa na razie pominę, i skupię się na najobszerniej omówionej wieprzowinie, której niespożywanie ma wynikać z jej szczególnych właściwości; a więc po kolei:

a.Kwas moczowy
Jak poucza Way to Allah, wieprzowina jest niezdrowa z powodu nasycenia kwasem moczowym:

1. Świnia wydala tylko 2% kwasu moczowego z orga­nizmu.

98% tego związku pozostaje w jej tkankach. Nadmiar kwasu moczowego w organizmie człowieka jest przyczyną wielu chorób, na przykład dna mo­czanowej, kamicy nerek.[1]
To ciekawe... Gdyby tak było roczny świniak w większości składałby się z kwasu moczowego i miał wygląd zeskorupiałej bryły. Skąd te liczby trudno dociec. Wieprzowina faktycznie zawiera kwas moczowy i nie jest polecana podagrykom, ale to co tu podano to gruba przesada.

b. pasożyty nie do zabicia
[mięso] jest źródłem zakażenia włośniem krętym’Trichinella spiralis’. Pasożyt ten występuje tylko u świń i dzików(ryjących we własnych odchodach) i co najważniejsze (w przeciwieństwie do pasożytów występujących u innych np.krów),że jego larwy nie niszczy proces gotowania i smażenia. Pasożyt ten powoduje wiele chorób m.in.zatrucia pokarmowe, zaburzenia metaboliczne,zmiany skórne.

 istnieje możliwość zakażenia pasożytem ‘Taenia Solum’ występującym tylko w wieprzowinie i powodującym w ciele człowieka zaburzenia trawienia,zaparcia,brak apetytu,biegunki.[1]
Rzeczywiście, włosień nazywany trychiną stanowi  najpoważniejszy problem związany ze spożyciem wieprzowiny. Świnia jest ich głównym żywicielem, z niej włośnie mogą dostać się do organizmu człowieka, wywołując poważną chorobę, która może nawet kończyć się śmiercią lub uszkodzeniami ważnych narządów. 
Jednak świńskie włośnie, podobnie jak wszystkie inne, giną podczas gotowania, smażenia oraz zamrażania, więc tłumaczenie że są niezniszczalne i dlatego powinno się unikać wieprzowiny wszelkiej to brzydkie oszustwo. Tak na prawdę niebezpieczeństwo pojawia się tylko gdy spożywa się mięso niedogotowane, pochodzące od zwierzęcia nieprzebadanego. Notabene dobrym sposobem który zabija włośnie, jest pieczenie w mikrofalówce.

Taenia Solum to inaczej Soliter, czyli tasiemiec uzbrojony. Pasożytuje w jelitach gdzie wchłania składniki pokarmowe, rozwija się w długą na kilka metrów wstęgę i nieustannie produkuje jaja wydalane wraz z kałem. Niekiedy larwy formują torbiele w innych organach wewnętrznych. Zasadniczo jednak drogami zakażenia jest kontakt z kałem, ewentualnie zjedzenie niedogotowanych podrobów. Aby się w stu procentach przed nim uchronić, należy nie jeść mięsa, występuje bowiem u wszystkich kręgowców, a więc świń, owiec, krów itp. Zatem mamy kolejne kłamstwo - nie jest to pasożyt występujący tylko w wieprzowinie.

c. tajemnicze substancje


badania wykryły obecność substancji ‘mukopolysic’ bogatej w siarkę ,wywołującej choroby stawów także wykryto duże stężenie hormonu wzrostu(GH) co doprowadza do deformacji tkanki organizmu człowieka i eliminuje z organizmu witaminy E i A powodując hipowitaminozę[1].
Miałem problem ze znalezieniem co to za substancja, właściwie określenie to występuje tylko w kopiach tego artykułu. Podejrzewam że chodzi tu o  glikozaminoglikany, których gromadzenie się w organizmie wywołuje mukopolisacharydozę. Te zawierające siarkę to heparyna i siarczan heparanu. Ich nadmiar w organizmie wywołuje szereg chorób rozwojowych, mogących prowadzić do śmierci, ale tylko u osób z pwnymi mutacjami, jest to bowiem choroba genetyczna.
Substancje te są wytwarzane przez nasz organizm, stanowiąc lepiszcze decydujące o powiązaniu tkanek i będące substancją tkanki łącznej. Są też składnikiem mazi stawowej, zatem raczej chronią stawy niż wywolują ich choroby.
U zdrowych ludzi bez zmutowanych genów, ich spożycie nie wywołuje negatywnych skutków, zatem i ten powód nie jest uzasadnieniem dla Halal.

Pozostałe uzasadnienia dlaczego nakazy religijne są zdrowe, sformułowano w równie naciągany sposób - nakaz rytualnych ablucji ma tłumaczyć potrzeba nawilżania skóry, modlitwa i codzienne recytowanie sur wzmacnia pamięć, ramadan jest dobry bo to zdrowotna głodówka, picie wody jest dobre ale najlepsza woda to ta ze świętej studni w Mekce którą odwiedzają pielgrzymi.

Niestety duża część medycznych wskazań Koranu nie przedstawie dziś dużej wartości. Zdaniem Koranu na gorączkę nie potrzebna jest aspiryna, albowiem gorączka bierze się z ogni piekielnych i trzeba ją zwalczać woda, jest jednak jeszcze jeden środek, który Prorok polecał na wszystko.

Wielbłądzi mocz
Mocz wielbłąda jako lek na wszystkie choroby wystepuje w Koranie kilkukrotnie, zazwyczaj w formie: do Proroka przybył chory z pytaniem o radę, Prorok powiedzial mu aby pił wielbłądzi mocz i ten człowiek wyzdrowiał.
Od tego czasu pobożny muzułmanin nie śmie stwierdzić że to nie prawda, w efekcie "islamscy naukowcy" starają się usilnie wykazać jaki to wspaniały środek. Znalazłem na ten temat zabawną stronę[2] gdzie jako dowód potwierdzenia mocy moczu najpierw podawane są cytaty duchownych powołujących się na Koran, potem cytaty lekarzy powołujących się na tych duchownych a na koniec lekarzy powołujących się na tamtych lekarzy. Następnie mamy garść anegdot o jakiśtam badaniach klinicznych opisanych w pacy magisterskiej z lat 50. i nieco ogólników o bakteriobójczym działaniu wielbłądziego moczu.
Mocz jest bakteriobójczy, ale każdy. Nawet świński.
Literalny odczyt świętych ksiąg napisanych wieki temu musi prowadzić do takich absurdów.
------
[1] http://www.way-to-allah.com/pol/topics/Gesundheit_pl.html
[2] https://sites.google.com/site/bankfatw/Home/MEDYCYNA/wielbladzi-mocz-jako-lekarstwo

poniedziałek, 16 czerwca 2014

Dlaczego Kubuś jest Puchatkiem?

Dlaczego Kubuś jest Puchatkiem? Bo jest puszysty? (a puszysty bo je za dużo słodyczy?).

Nie, pan Kubuś o bardzo małym rozumku jest Puchatkiem i Kubusiem, bo tłumacze nie wiedzieli jak przetłumaczyć jego prawdziwe, niejednoznaczne miano.

Gdy Alan Alexander Milne pisał swoją książkę dziecięcą z zamiarem, aby bawiła jego syna Krzysztofa, nie wiedział jak wielki osiągnie sukces. Przedtem wydał zbiór opowiadań będących parodią Sherlocka Holmesa, strasznie słabą powieść romantyczną, której potem sam się wstydził, oraz tomik wierszyków i rymowanek dziecięcych. Stanowił zresztą ten nierzadki przypadek, gdy pisarz osiąga największy sukces w tej części swej twórczości, jakiej nie poważa. Przykładowo Verne pisał fantastyczne opowieści dla zarobku aby móc ze spokojem pracować nad "prawdziwym pisarstwem" to jest grubymi, naszpikowanymi szczegółami powieściami historycznymi, które nie odnosiły sukcesów. Philip Dick najchętniej pisałby powieści obyczajowe a Lem rozprawy teoretyczne.
A.A. Milne najchętniej pisałby romanse i kryminały, miał nawet na tym tle spory ze swym agentem - gdy przyszedł do niego mówiąc, że chciałby teraz napisać kryminał, ten poradził mu żeby skupić się na humorystycznych opowiastkach z których jest znany jako współpracownik Puncha, po wydaniu pierwszej bajki agent mówił mu, że kryminał autora znanego z bajek miałby złe przyjęcie a po wydaniu drugiej że wszyscy kojarzą go teraz z bajkami i wierszykami, więc wydawcy kryminału nie przyjmą. Choć oczywiście cieszył go sukces dwóch, niepoważnych książeczek, ale też z czasem zaczynał go irytować. Po ukończeniu drugiej książeczki zapowiedział, że kontynuacji nie przewiduje. Spełnił swoje marzenie wydając powieść "Czerwony Dom" która stała się bardzo popularna i przez niektórych była podawana za przykład idealnego kryminału. Chandler w jednym z artykułów zjechał tą powieść od góry do dołu za piętrzenie gromadzących się w fabule nieprawdopodobieństw.

Skąd pomysł na bajkę? Jego syn bawił się w tym czasie zabawkami w kształcie zwierzątek. Był tam miś, osiołek o zwisających uszach, kangurzyca, tygrys i świnka. Początkowo opowiadał chłopcu opowiastki o jego zabawkach aż uznał, ze mógłby napisać pełnowymiarową bajkę na ten temat. Miś pierwotnie nazywał się Edward, ale potem nadano mu dziwne miano "Winnie-The-Pooh", którego tłumaczenie nie jest takie oczywiste.
Nazwa misia wynikała z połączenia dwóch rzeczy, które spodobały się Chrisowi - w miejskim Zoo spodobała mu się niedźwiedzica Winnipeg, nazwana tak od kanadyjskiego miasta. Chłopiec nazywał ją po prostu Winnie, co stanowi zdrobnienie od żeńskiego imienia Winfred. Spodobał mu się też łabędź pływający w stawie, którego nazywał The Pooh bo fukał, a samo "pooh" to angielska pisownia pewnego dziecięcego wyrażenia, nieartykułowanego Fi lub Pche, któremu zwykle przypisuje się znaczenie "to nie ważne". Przenośnie pooh-pooh to wyrażenie oznaczające wyśmiewanie, lekceważenie. Ponieważ miało to być jednak nie fuknięcie ale imię zwierzątka, nie był to po prostu "pooh łabędź" tylko The Pooh.

Gdy chłopiec dostał zabawkę w kształcie misia nie mógł zdecydować czy nazwać go po niedźwiedzicy czy po łabędziu, więc nadał mu imię łączące oba miana, stąd pisownia łączna Winnie-The-Pooh. Stanowiło to dla pierwszej polskiej tłumaczki, Ireny Tuwim problem, bo jak oddać w przekładzie fakt, że miś ma imię pochodzące od fuknięcia i nazwy miasta, którego jeden człon jest rodzaju żeńskiego, choć w języku polskim zabawka Miś ma wyraźnie rodzaj męski.

Fonetycznie fuknięcie "pooh!" czyta się "pu!", jeśli jednak czytać literalnie, staje się podobny do słowa Puch, stąd pomysł przekładu jako Puchatek. A Kubuś? Tłumaczka najwyraźniej uznała, że choć dzieciom płcie się czasem mylą, i dziecko może się rzeczywiście czasem upierać, aby pajacyka nazywać Dorotka a lalkę Tomek, to jednak Miś Winia będzie źle brzmieć. Może nawet będzie to brzmiało niestosownie?
Dlatego uznała, że najlepiej całkiem pominąć ten wątek i nadała mu pospolite imię Kubuś. Przy okazji wycięła z pierwszego rozdziału akapit tłumaczący skąd chłopiec nadał misiowi takie imię.

Przekład tak się przyjął, że wrósł na trwale w świadomość czytelników i na stworzonym w nim słownictwie bazują wszystkie przekłady filmów i akcesoriów związanych z tym bohaterem, gdy więc w 1986 roku pojawił się nowy przekład, w którym podano inne imiona a głównego bohatera nazwano Fredzia Fi-fi, wśród fanów zawrzało - jak można było tak pozmieniać?!
Tymczasem nowa tłumaczka nic nie zmieniała. Przełożyła powieść jeszcze bliżej  oryginału, tak aby czytelnik mógł poznać The Pooh'a tak jak widzą go czytelnicy anglosascy.
W oryginalnej powieści bohater jest nazywany albo The Pooh albo Winnie-The-Pooh, lecz w zdaniach stosuje się wersję męską (och zjadał miodek, on zaglądał itd.). Kontrast między płciami nie jest jednak tak oczywisty, są bowiem angielskie imiona które mogą być bez zmiany formy nadane chłopcom lub dziewczynkom.
Podobnie jest z innymi bohaterami, których imiona były dziecięcymi zdrobnieniami i przekręceniami. Mama Kangurzyca to Kanga i tak jest w nowszym przekładzie. Maleństwo to "Baby Roo" co stanowi właściwie samą końcówkę słowa Kangooroo, stąd propozycja Gurek (od Kangurek). Kłapouchy określany był onomatopeją, oddaną jako Iijaa.

Spór jaki wynikł po wydaniu nowego tłumaczenia stanowił w istocie dość stary konflikt między dwiema możliwymi metodami przekładu. Jak się czasem mówi "przekład jest jak kobieta - albo ładna albo wierna" i to jest istotą różnicy. Idealny przekład, który brzmi jakby utwór był w tym języku napisany, musi zarazem często odejść od oryginału. Przekład Ireny Tuwim jest takim właśnie "pięknym" przekładem. Ale dobrze byłoby pamiętać w jakim miejscu "zdradza" oryginał. A dzieje się to właśnie w kwestii imienia bohatera, zaś kontrowersje jakie wzbudza nowy przekład bardzo dużo mówią o pierwotnych przyczynach sporów, jakie dziś stanowią jeden z głównych wątków dyskusji medialnych. Bowiem dla wielu oczywista wydaje się kwestia, która oczywistą nie jest -  jakie atrybuty są męskie lub żeńskie?

Przypadek Misia Winnie[1] może w jakim stopniu przypominać kontrowersje wokół Tinkie Winkie i jego czerwonej torebki. Sam temat stanowił prowokację dziennikarzy Wprost, którzy zaczęli wkręcać rzeczniczkę praw dziecka, że zachodzi tutaj "promocja homoseksualizmu" i gdy ta przyznała, że należy zbadać temat w świat poszła wieść - Polacy dopatrują się brzydkich rzeczy w Teletubisiach.
Skojarzenie wzięło się jednak w rzeczywistości od amerykańskiego pastora, którzy podobne insynuacje snuł w kazaniach.
Są to jednak insynuacje intrygujące - dlaczego noszenie torebki przez postać bez cech płciowych i o niejednoznacznym imieniu, ma promować homoseksualizm? Ba, gdyby nawet była to postać jednoznacznie męska, z wąsami, torsem itp. to nadal nie była by to tak oczywista sprawa, bo co ma torebka do preferencji? Jeśli już coś by miała sugerować to raczej transwestytyzm, to jest przebieranie się. I chyba właśnie to, czyli pomieszanie atrybutów, było głównym źródłem zaniepokojenia.
-----------
* http://kobieta.dlastudenta.pl/artykul/Kubus_Puchatek_czy_Fredzia_Phi_Phi,83792.html
* http://www.academia.edu/4819860/Puchata_przepustka_do_slawy._Irena_Tuwim

[1] Jak więc w świetle oryginału nazwać bohatera? Myślę że bliskim odpowiednikiem, zachowującym pierwotne cechy ale też nie kłującym w oczy, byłoby określenie Fiś Wini - kontaminacja dziecięcego "fi" czyli "pooch" z misiem jako pierwsze imię zaś Wini jako drugie. Wini może być traktowane zarówno jak zdrobnienie od Wincenta lub Winicjusza, a więc imienia męskiego, jak i jako zdrobnienie od żeńskiego Winifreda, zatem ma tą niejednoznaczność, połączenie z oryginałem, ale też nie brzmi dziwnie i niestosownie.
Nawiasem mówiąc właśnie to podobieństwo Winnie The Pooch do zdrobnienia Wini było parę lat temu powodem kuriozalnej decyzji Rady języka Polskiego aby nie zezwolić nadawać dzieciom takiego imienia.
http://www.rjp.pan.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=425:wini-&catid=76:opinie-o-imionach&Itemid=58 A szkoda.

[gdyby jakiś tłumacz chciał użyć tej propozycji w kolejnym przekładzie Milne'a, gotów jestem użyczyć w zamian za wzmiankę w posłowiu]

Post Scriptum
Gdy czytam wiadomość o radnych z Tuszyna, którzy mają zastrzeżenia do Puchatka bo nie nosi spodni, nie wiem czy się śmiać czy płakać. Najlepiej płakać ze śmiechu.
http://www.polskieradio.pl/5/3/Artykul/1296627,Kubus-Puchatek-nieprzyzwoity-Swiatowe-media-mowia-o-radnych-z-Tuszyna

niedziela, 8 czerwca 2014

Największe kryształy na świecie

Jako że mamy obecnie międzynarodowy rok krystalografii, dobrze by było napisać coś o kryształach.
(artykuł bierze udział w akcji blogowej Sto Lat Kryształu)

Stan krystaliczny charakteryzuje się uporządkowaną budową wewnętrzną w formie sieci w której w nieskończoność powtarza się w trzech wymiarach pewien stały układ atomów. Pociąga to za sobą charakterystyczne właściwości fizyczne a często też regularną postać zewnętrzną - choć nie zawsze kształt regularnej bryły świadczy o krystalicznej budowie, czego przykładem bazalt dzielący się na słupy o przekroju sześciokątnym, choć jest skałą złożoną z różnych minerałów.

Kryształy powstają spontanicznie z nasyconych roztworów lub z ochładzanego stopu, czasem też przez resublimację par. Początkowo tworzy się niewielki zarodek, który przy wejściu w obszar o mniejszym stężeniu może znów się rozpuścić, jeśli jednak warunki będą sprzyjające, będą się do niego dobudowywały kolejne cząsteczki substancji, wpasowując się w zapoczątkowany wzór. Krystalizacja po zapoczątkowaniu może trwać tak długo, aż stężenie substancji w roztworze za bardzo nie spadnie lub dopóki nie ograniczy go jakaś przeszkoda. Przy szybkiej krystalizacji w nagle schłodzonym roztworze tym ograniczeniem są często inne kryształy, które pojawiają się w dużej ilości i zbijają razem w wielokrystaliczną masę. Jeśli jednak warunki będą sprzyjające, a więc dostępne będzie dobre miejsce, mała ilość kryształków konkurencyjnych i powolna zmiana warunków, kryształy mogą osiągać znaczne rozmiary. Jak znaczne?
Gigantyczne.

Każdy minerał ma swój rekord wielkości, niektóre rzadkie i rozproszone nie przekraczają ułamków milimetra, dla innych już kilkucentymetrowe okazy mogą być uważane za niezwykle duże, inne zaś w sprzyjających warunkach potrafią osiągać rozmiary kilkumetrowe.

Najmniejsze największe
Niektóre minerały są tak rzadkie i drobne, że kryształek wielkości ziarenka piasku może być największym opisanym. Tak jest w przypadku Schwartzembergitu, czyli chlorano-jodanu ołowiu powstającego w wyniku wietrzenia rud ołowiu w warunkach zasadowych. Zwykle tworzy skupienia zbite, skorupiaste. Największy opisany kryształ miał kształt bipiramidy o wielkości 6 mm. W przypadku Whewellitu, czyli uwodnionego szczawianu wapnia, rekord to 3 cm.

Pierwiastki rodzime
Istnieje tylko kilka minerałów tworzonych przez czyste pierwiastki, i nie tworzą one dużych kryształów. Formą krystaliczną węgla jest diament - przezroczysty, silnie załamujący światło, bardzo twardy minerał. Największym znalezionym pojedynczym okazem był Cullinan, znaleziony w 1905 roku w Południowej Afryce. Ważył 3106 karatów, czyli 621 gramów. Był więc niewątpliwie gigantem. Miał niezbyt regularny kształt, co u diamentów jest częste, i prawdopodobnie po uformowaniu odłamała się od niego część. Ogółem opisano go jako zdeformowany ośmiościan:
Najdłuższa przekątna miała długość 10,5 cm. Został podzielony na kilka dużych i kilkadziesiąt mniejszych brylantów.

Złoto wprawdzie bardzo chętnie występuje w formie pierwiastkowej, ale trudno jest znaleźć regularne kryształy. Największy opisany miał postać płyty o ośmiobocznym kształcie i średnicy 30 cm, nie bardzo jednak wiadomo co się z nim stało i jaką miał masę. Całkiem niedawno odkryto kryształ ważący 200 g i mający w miarę regularną postać - mimo nieco dendrytycznej powierzchni wyglądającej jak zbitek płatków, badania rentgenowskie potwierdziły, że jest to monokryształ:
 Kolejnym pierwiastkiem jest Siarka, tworząca nieprzezroczyste, żółte kryształy. Rickwood w swojej pracy z lat 80. podaje że największy kryształ ma 22 cm długości i 16 szerokości, ważąc 5 kg, jednak znany jest dziś większy, bo 25 centymetrowy kryształ, wystawiany w muzeum z mieście Milan:


Minerały siarczkowe
Piryt, nazywany też złotem głupców, chętnie tworzy kryształy w kształcie regularnej sześciennej kostki o metalicznym, złotym połysku. Inne możliwe formy to ośmiościan lub dodekaedr o dziesięciu pięciokątnych bokach. Nie mam konkretnej informacji o tym jaki był największy, ale spośród opisów wyłowiłem kryształy o boku 20 cm wydobywane w Navajún w Hiszpanii i do 25 cm w Fuente Valoria tamże(1). Jeszcze większe kryształy znajdowano w Kazachstanie, jeden o wymiarach 25/18/15 wydobyto w Aqshataü. Prawdopodobnie największy wydobyto w Grecji w złożach koło Xanthi(2) były to zrośnięte sześcienne kostki o krawędzi do 60 cm. Natomiast zdjęcie przedstawia mniejszy okaz kryształów zbliźniaczonych do 8 cm krawędzi znaleziony w Logrono

Antymonit tworzy kryształy w formie grubych igieł i grafitowym połysku. Sproszkowany był dawniej używany jako cień do oczu. Zwykle jako największy opisuje się kryształ o grubości 5 cm i długości 60 cm:
Ale w kolekcjach znane są już większe. Ten metrowej długości wystawiano na targach minerałów w Monachium:
W przypadku ciężkiej Galeny największe opisane kryształy miały 25 cm krawędzi.

Halogenki
Piękne kryształy potrafi utworzyć Halit czyli krystaliczna forma soli kamiennej. W odkrytej w XIX wieku w Wieliczce Kryształowej Jaskini znajdowano kryształy w formie sześciennych kostek do 50 cm krawędzi, przez długi czas uważane za największe. Jeszcze bogatszą jamę znaleziono jednak w kopalni soli potasowych w Merkers, w Niemczech. Największe kryształy miały krawędź do 1,1 metra. Kopalnia jest dziś atrakcją turystyczną i grota z kryształami jest dostępna dla zwiedzających (relacja).
Piękne kryształy tworzy też Fluoryt, czyli fluorek wapnia. Kolor jest bardzo zmienny, zwykle waha się między fioletem a zielenią. Największy opisany monokryształ miał średnicę 2 metry i 13 centymetrów, znaleziono go w Dyke w Meksyku.
Poniżej zdjęcie zdecydowanie mniejszego ale także pięknego fluorytu znalezionego pod Strzegomiem:

Azotany i borany
Najpospolitszym minerałem azotanowym jest saletra potasowa i saletra sodowa, tworzące zazwyczaj kryształy włókniste lub w postaci nie zbyt grubych igieł. Dla tej drugiej opisuje się skupienia igiełkowatych kryształów o długości 18 cm.
Kernit to krystaliczna forma czteroboranu sodu, znanego pospolicie jako boraks. W formie dużych kryształów występuje rzadko z powodu dużej rozpuszczalności. Największe opisane pochodziły ze skupiska w starej kopalni w Kramer Deposit, gdzie badacz był w stanie zmierzyć kryształy o wymiarach do 8 stóp na 3, to jest 2,5 metra na 0,9. Ściana z kryształami została sfotografowana, ale fotografia jest niewyraźna i nie widać na niej skali:


Minerały krzemianowe
Granaty występują w formie wielokątnych kryształów o kształcie z grubsza okrągłym. Największy znaleziony w Norwegii, miał średnicę 2,3 metra, masę szacowano na 23 tony choć nie wydobyto go w całości. Mniejsze o średnicach 0,9-1 metrów także znajdowano w Norwegii. Zdjęcie jakie zamieszczam pokazuje jednak zdecydowanie mniejszy, bo 15 centymetrowy okaz z USA:
Największy opisany Topaz miał długość 91 cm.

Odnośnie Turmalinów, będących skomplikowanych glino-boro-krzemianami, nie mam konkretnej informacji. Jedno źródło wspomina o największym turmalinie z kopalni Mica Mine o długości 15,5 cala, co daje 13 cm, ale w innym miejscu wspomina o raportowanych przez innych badacz turmalinach długich na cztery stopy, czyli 120 cm.[4]
Tymczasem na zdjęciu prawdopodobnie największy fioletowy turmalin (374 000 karatów):


Ósemka gigantów:

Kalcyt
Kalcyt, czyli węglan wapnia, tworzy przezroczyste kryształy w formie grubych słupków lub pryzmatów. Szczególną formą jest Szpat Islandzki, charakteryzujący się dużą przezroczystością i dwójłomnością. Znany jest z pustek w skałach bazaltowych, szczególnie ze złóż na Islandii, gdzie osiągał duże rozmiary.
Za największy uważa się kryształ z Helgustadir, mający postać rombową i bok o długości 7 metrów. W złożu znaleziono też nieco mniejszy okaz 5m/5m i kilka o średnicy 2 m. Niestety nie mam żadnych zdjęć, toteż pokażę zdecydowanie mniejszy kryształ:

Amblygonit
Jest to fluoro-fosforan sodu i litu. Tworzy słupkowane, bezbarwne kryształy. Największy udokumentowany ze złoża Hugo Mine miał 7,5 metra długości i 2,5 m szerokości, masę szacowano na 102 tony.

Flogopit
Jest to minerał należący do grupy mik, charakteryzujący się zawartością magnezu. Tworzy płaskie, cienkie tabliczki rozsiane w skale. Największy opisany ze złoża Lacey Mine w Kanadzie miał wymiary 10 metrów na 4 metry i masę około 330 ton. Podobnych rozmiarów kryształy znajdowano w Karelii.
Tu zdecydowanie mniejszy:


Gips
Gips zazwyczaj tworzy skupienia zbite, skrytokrystaliczne, lecz niekiedy pojawia się w formie pięknych, przezroczystych kryształów, nazywanych selenitem. Kryształy tworzą niekiedy zwarte złoża, chętnie przyjmując postać zbliźniaczonych - dwa, mieczowate kryształy zrośnięte pod kątem czubkami tworzą wówczas "jaskółcze ogony", które nałożone jeden na drugi formują w skale wyraźne pióra. Z takiej formy znane są złoża gipsu na Ponidziu:

Takie pióra gipsowe osiągają do kilku metrów długości, jednak pojedyncze kryształy to odchodzące od rdzenia pojedyncze promienie, osiągające przy takim zagęszczeniu długość do metra. Podejrzewam że dałoby się je. odseparować
Przez długi czas za największe monokryształy uważano te z kopalni Braden Mine w Meksyku, mające postać słupków o długości 3 metrów. Z półtorametrowych kryształów znana była też Jaskinia Mieczy znaleziona przy kopaniu kopalni w Naica w tymże kraju.
Kilka lat temu dokonano tam odkrycia, które zadziwiło wszystkich - na innym poziomie kopalni znaleziono grotę z gigantycznymi kryształami selenitu:
Zdjęcia wyglądają fantasmagorycznie.

Największy kryształ w tej jaskini ma długość 12 metrów i grubość 4 metry, zaś masę szacuje się na 55 ton.

Kwarc
Kwarc to dosyć pospolity minerał. W pustkach skalnych tworzy "szczoty" słupkowatych kryształów, które potrafią osiągać duże rozmiary. W Sudetach znajdowano okazy do metra długości, ale na świecie znajdowano większe:
Największy opisany znaleziono w Brazylii, w Mancho Felipe, miał długość 6 metrów i masę 44 ton.

Skaleń
Skaleń to najbardziej po kwarcu rozpowszechniony minerał. Jest składnikiem granitów, zwykle występując w formie różowych lub białych ziaren, w niektórych miejscach może osiągać znaczne rozmiary. O olbrzymich skaleniach krążą legendy, jak na przykład często powtarzana opowieść o kopalni założonej w jednym krysztale gdzieś w północnej Rosji, czy wzmianki o klifach ze skalenia gdzieś w Norwegii. Takie historie często są nieweryfikowalne. Wyobraźnię pobudza informacja o skaleniu z kopalni Devils Hole Beryl Mine w USA, gdzie po odstrzeleniu ściany wyrobiska znaleziono bardzo regularną masę o wymiarach 50/36/14 metrów i masie 15 tysięcy ton, niestety w kawałkach. Nie zbadano jej wtedy na tyle dokładnie aby upewnić się czy był to monokryształ czy może skupisko wielu zbliźniaczonych kryształów, bowiem skaleń bardzo chętnie tworzy takie zbite skupienia. Zatem albo było to największe skupisko skalenia albo największy kryształ kiedykolwiek znaleziony. Pewności jednak brak.
Największy potwierdzony i zmierzony skaleń potasowy z Uralu miał postać tablicy i rozmiary 10 m/10m/0.4m. Masę szacowano na 100 ton. Takie same rozmiary miał Ortoklaz znaleziony w Norwegii, mniejszych kryształów od 6 do 8 metrów znanych jest więcej.
Oprócz tych dobrze zbadano 10,5 metrowy perytyt z Hugo Mine.

Spodumen
Spodumeny są podobne do skaleni, lecz zalicza się je do grupy  piroksenu. Także występują pospolicie w skałach magmowych.
W złożu Etta Mine znaleziono dwa duże kryształy, jeden o długości 12,5 metra i masie 66 ton, drugi o długości 14,3 metra i masie 28 ton. W tym ostatnim przypadku zachowało się zdjęcie:
Może nie zbyt wyraźne, ale lepszy rydz niż nic. Z tego samego złoża pochodzi zdjęcie pięcio może sześciometrowych kryształów:


Beryl
Największe znane kryształy tworzył beryl.
W kamieniołomie Bumps Quarry w stanie Maine, USA znaleziono kryształ o długości 10 metrów i 2 metry średnicy. Nieco mniejszy, bo czterometrowy okaz z tego samego złoża przedstawia fotografia:

Ale to jeszcze nic. W kopalni Malakialina na Madagaskarze, odnaleziono prawdziwego giganta - kryształ berylu o długości 18 metrów i 3,5 metra średnicy. Masę szacuje się na 380 ton. Niestety brak zdjęć.

Największe syntetyczne
A jakie sztuczne kryształy potrafi stworzyć człowiek?
Duże monokryształy otrzymuje się zwykle metodą Czochralskiego, w ten sposób powstaje między innymi krzem do mikroprocesorów. Mają postać gładkich walców o długości 2 metrów i średnicy 45 cm
W optyce zastosowanie mają też kryształy wodorofosforanu potasu (KDP), produkowane w dużych ilościach. Największy waży 315 kg i ma wymiary 65 cm/52cm/58cm.[4] Na zdjęciu niewiele mniejszy:


Oprócz tego miłośnicy ciekawostek czasem hodują sobie w domach mniejsze lub większe kryształy. Najpopularniejszy siarczan miedzi daje błękitne kryształy do kilkunastu centymetrów.

-------
Większość danych pochodzi z tych dwóch prac:
*Peter C. Rickwood, The Largest Crystals, American Mineralogist, 66, 885-908, 1981  http://www.minsocam.org/msa/collectors_corner/arc/large_crystals.htm
* Large Crystal List

[1] M Font-Altaba,  A study of distorted pyrire crystals from Spain, Mineralogical Society Of America Special Paper 1, 1962
[2] http://gems.minsoc.ru/eng/articles/pyrite/
[3]  Geology of the Pegmatites and Associated Rocks of Maine: Including Feldspar, Quartz, Mica and Gem Deposits, U.S. Government Printing Office, 1911 - 152
[4] http://chemistry.nus.edu.sg/_file/events/ncgc/2nd-circular2014.pdf