wtorek, 1 lipca 2014

1917 - Trąba powietrzna koło Wielunia

Jak donosiła prasa, 97 lat temu:

Król. Polskie (Trąba powietrzna)
Obywatel miasta Piotrkowa S.K. jadąc wraz z księdzem X. - jak donosi Ziemia Lub. - obserwował rzadkie zjawisko: groźną trąbę powietrzną. Było to dnia 2 bm. w sobotę o godzinie 6 po południu w pobliżu rzeki Warty w powiecie wieluńskim w miejscowości Folwark Raducki.
Upału wielkiego nie było, była ładna pogoda, naraz z odległej chmury zaczął się formować lej, ostrzem zwrócony ku dołowi, z ziemi zaś zaczął się wznosić jakby dym spomiędzy zabudowań wymienionej miejscowości. Straż ochotnicza z Osiakowa chciała przyśpieszyć na ratunek; dla obserwacyi udała się na wieżę kościoła, ale ognia nie było widać, nie był to bowiem dym, tylko kurz. Skutki trąby były straszne - jedną stodołę zmiotła do klepiska, dwoje uszkodziła i trzy domy mieszkalne. Ludzie w panice pouciekali. Części maszyn i budynków znaleziono daleko w polu.
[Kuryer Śląski Gliwice, czwartek 28 czerwca 1917, SBC Katowice]
Opis jest najzupełniej jednoznaczny, aby można było stwierdzić że była to trąba powietrzna.

Dopisek 2015:
Odnalazłem jeszcze jeden, bardzo szczegółowy opis tego zdarzenia:
 Trąba powietrzna. Z okolicy Wielunia, w gubernii kaliskiej, piszą do nas:
W dniu 2-im czerwca oglądaliśmy podczas burzy ciekawe a rzadkie zjawisko. Oto chmura, która przy odgłosie grzmotów nadciągała z zimowego zachodu, zaczęła się wydłużać i opuaczać ciemną smugą ku ziemi, jednocześnie zaś pod wsią Raduckim-Folwarkiem, 6 wiorst od Osiakowa, zaczął się unosić na wzgórzu pod lasem wirujący tuman kurzu, a gdy zwisająca chmura nadciągnęła, połączył się z nią tak, że między obłokami a ziemią utworzył się olbrzymi słup ciemny.
Słup ten posuwał się, kręcąc się szybko w kółko, i w powietrzu powstał tak gwałtowny wir, że kamienie porwane z ziemi wylatywały w górę. belki wiatr poroznosił w pole, uniósł wóz w górę i roztrzaskał,
a deski z niego i słomę o wiorstę odrzucił. Drzewa, które ów wir zagarnął, powyrywane zostały z korzeniami. We wsi kilka budowli zostało zniszczonych, a jedna stodoła, wzięta w całości w górę, na części tam została rozerwana i resztki drzewa z niej znaleziono w polu. Ludzie w popłochu uciekali ze wsi.
Doszedłszy do niewielkiego stawu przy drodze z Raduckiego-Folwarku do Osiakowa, słup. kręcąc się wciąż zawrotnie, przerwał się na dwie części, z których większa cofnęła się ku chmurom, a mniejsza znikła, rozpostarłszy się na ziemi. Oziminy na drodze, którą słup się posuwał, zostały zniaczone i zbielały. Najstarsi ludzie w tych stronach nie pamiętają podobnego zjawiska.

[Gazeta Świąteczna 24 czerwca 1917 no. 1899 WBC]

sobota, 28 czerwca 2014

Równoważąc kamienie

Zacząłem się ostatnio bawić w układanie kamieni jeden na drugim i sprawdzanie czy się nie przewracają.
Stone Balancing stanowi coś pomiędzy hobby a sztuką. Układanie kamieni bez zaprawy i wsporników w różnego rodzaju stosy zdarzało się już dawno. Kopczyki kamieni układane w górach lub na rozległych równinach, stanowiły często punkty orientacyjne zaznaczające przebieg szlaków. Inne miały znaczenie kultowe - ludy innuickie zamieszkujące północne obszary Kanady (u nas znane pod ogólną nazwą Eskimosów), od wieków budowały kamienne stosy inuksuk, czasem mające postać pojedynczego stojącego kamienia, czasem słupa ułożonego z mniejszych kamieni a czasem przybierające formę podobną do sylwetki ludzkiej.
Mongolskie ovoo to stosy kamieni i patyków, zdobione kawałkami kolorowego materiału, służące jako obiekty kultu lokalnych duchów.

Nowoczesne układanie kamieni, służące raczej sztuce, jest stosunkowo świeżym pomysłem, zwykle za prekursora uważa się Andy'ego Goldsworthy'ego, artystę działającego w nurcie land art, który budował podobne konstrukcje w latach 70.
Obecnie istnieje wielu ludzi parających się czymś takim. Niektórzy dorobili do tego filozofię tłumaczącą, że równoważenie kamieni ma być medytacją zen pozwalającą na osiągnięcie równowagi wewnętrznej. Inni uważają, że to sztuka.
Mistrzem w ukladaniu bardzo chwiejnie wyglądających wieżyczek jest Bill Dan, układający swe stosy z kamieni falochronów:
Bardzo piękne układa też Peter Juhl:




A ja?

Cóż, dla mnie to nie tyle sztuka co sztuczka.
Kiedy przeczytałem o tym szukając informacji o pracach Goldsworthy'ego, którego instalacje z liści, patyków i lodu bardzo mi się podobały, przypomniałem sobie o stosie polnych kamieni na łąkach niedaleko mojego domu, i pomyślałem - ciekawe czy mi się uda.
I po kilku próbach (oraz przygnieceniu stopy) udało mi się całkiem nienajgorzej:
Ten stos przetrwał dwa tygodnie aż do porządnej ulewy. Kolejne próby wychodzą mi coraz lepiej:
Ponieważ mam w domu trochę obtoczonych kamieni przywiezionych znad morza lub znalezionych w pasku, zacząłem układać takie stosiki w domu, dokładając nowe kamyki gdy poprzedni stos się rozsypie:

Nie wiem czy w Polsce ktoś się tym profesjonalnie zajmuje, ale pewno tak.








środa, 25 czerwca 2014

1920 - Trąba powietrzna w Bęczkowicach

Dość niezwykłą przygodę przeżył 94 lata temu pewien pechowy pastuszek:

Pastuszek z krową porwani przez trąbę powietrzną

W tych dniach w różnych okolicach Polski srożyły się liczne burze; w Bęczkowicach, ziemi piotrkowskiej w dniu 20 z.m. o godzinie 6-tej po południu szalała trąba powietrzna, siejąc grozę i zniszczenie.
Szalony żywioł zerwał i uniósł dwa dachy, wyrwał wodę ze stawu miejscowego wraz z rybami; z torfowisk prócz wody wyrwał głębokie pokłady torfu; następnie, sunąc przez błonia, uniósł kilkuletniego chłopczyka i krowę. Na szczęście chłopczyna i krowa zostali siłą wiru z powrotem opuszczeni na ziemię - bez poważniejszego szwanku.

Trąbę widziano w promieniu kilku mil w postaci dwóch lejów, odciemnego i górnego, schodzących się pośrodku ciemną smugą, a odznaczającą się na tle biało-sinej chmury barwą ciemną.

[Gazeta Gdańska 21.07.1920 PBC Gda.pl]
Bęczkowice leżą w południowej części województwa łódzkiego. Wygląda na to że chodziło o dzień 20 czerwca.. Opis jest jednoznaczny, natomiast ciekawe jest że ani chłopcu  ani zwierzęciu nic się nie stało mimo krótkotrwałego uniesienia.

niedziela, 22 czerwca 2014

Allah dba o twoje zdrowie

Po ostatnim wpisie na temat "naukowych" potwierdzeń prawdziwości Koranu, zajmę się inną osobliwością z cytowanej strony - "naukowym" potwierdzeniem że zasady halal są bardzo zdrowe i zostały zesłane przez Allaha dla wspomożenia ludzkości.

Halal a koszer
Religijne tabu żywieniowe zarówno w Judaizmie jak i islamie jest bardzo podobne, opierając się oczywiście na poleceniach ze świętych ksiąg. Samo określenie Halal znaczy tyle co "nakazane" i rozciąga się na wszystkie dziedziny życia, dotycząc czynów, modlitw, oraz jedzenia. Zasadniczo w obu grupach nakazy są takie same - zakaz spożywania krwi i mięsa niewykrwawionych zwierząt, mięsa wieprzowego i zwierząt nieczystych, do czego zaliczają się też owoce morza. Zwierzęta muszą być zabite w sposób rytualny, przez poderżnięcie gardła w obecności duchownego recytującego modlitwy; co do szczegółów, islam wymaga aby zabijane zwierzę było zwrócone głową w stronę Mekki. Co ważniejsze, zabijane zwierzę nie może być ogłuszone lub zabite tuż przed cięciem w jakiś inny sposób. Jeśli zwierzę zabije się bolcem wstrzeliwanym w czaszkę na minutę przed podcięciem gardła, to już będzie traktowane jak padlina, a padliny spożywać też nie wolno.
Stąd właśnie te wszystkie kontrowersje wokół uboju rytualnego.

Ta nie zdrowa wieprzowina
Kwestie złego wpływu alkoholu, lichwy, nałogu czy cudzołóstwa na razie pominę, i skupię się na najobszerniej omówionej wieprzowinie, której niespożywanie ma wynikać z jej szczególnych właściwości; a więc po kolei:

a.Kwas moczowy
Jak poucza Way to Allah, wieprzowina jest niezdrowa z powodu nasycenia kwasem moczowym:

1. Świnia wydala tylko 2% kwasu moczowego z orga­nizmu.

98% tego związku pozostaje w jej tkankach. Nadmiar kwasu moczowego w organizmie człowieka jest przyczyną wielu chorób, na przykład dna mo­czanowej, kamicy nerek.[1]
To ciekawe... Gdyby tak było roczny świniak w większości składałby się z kwasu moczowego i miał wygląd zeskorupiałej bryły. Skąd te liczby trudno dociec. Wieprzowina faktycznie zawiera kwas moczowy i nie jest polecana podagrykom, ale to co tu podano to gruba przesada.

b. pasożyty nie do zabicia
[mięso] jest źródłem zakażenia włośniem krętym’Trichinella spiralis’. Pasożyt ten występuje tylko u świń i dzików(ryjących we własnych odchodach) i co najważniejsze (w przeciwieństwie do pasożytów występujących u innych np.krów),że jego larwy nie niszczy proces gotowania i smażenia. Pasożyt ten powoduje wiele chorób m.in.zatrucia pokarmowe, zaburzenia metaboliczne,zmiany skórne.

 istnieje możliwość zakażenia pasożytem ‘Taenia Solum’ występującym tylko w wieprzowinie i powodującym w ciele człowieka zaburzenia trawienia,zaparcia,brak apetytu,biegunki.[1]
Rzeczywiście, włosień nazywany trychiną stanowi  najpoważniejszy problem związany ze spożyciem wieprzowiny. Świnia jest ich głównym żywicielem, z niej włośnie mogą dostać się do organizmu człowieka, wywołując poważną chorobę, która może nawet kończyć się śmiercią lub uszkodzeniami ważnych narządów. 
Jednak świńskie włośnie, podobnie jak wszystkie inne, giną podczas gotowania, smażenia oraz zamrażania, więc tłumaczenie że są niezniszczalne i dlatego powinno się unikać wieprzowiny wszelkiej to brzydkie oszustwo. Tak na prawdę niebezpieczeństwo pojawia się tylko gdy spożywa się mięso niedogotowane, pochodzące od zwierzęcia nieprzebadanego. Notabene dobrym sposobem który zabija włośnie, jest pieczenie w mikrofalówce.

Taenia Solum to inaczej Soliter, czyli tasiemiec uzbrojony. Pasożytuje w jelitach gdzie wchłania składniki pokarmowe, rozwija się w długą na kilka metrów wstęgę i nieustannie produkuje jaja wydalane wraz z kałem. Niekiedy larwy formują torbiele w innych organach wewnętrznych. Zasadniczo jednak drogami zakażenia jest kontakt z kałem, ewentualnie zjedzenie niedogotowanych podrobów. Aby się w stu procentach przed nim uchronić, należy nie jeść mięsa, występuje bowiem u wszystkich kręgowców, a więc świń, owiec, krów itp. Zatem mamy kolejne kłamstwo - nie jest to pasożyt występujący tylko w wieprzowinie.

c. tajemnicze substancje


badania wykryły obecność substancji ‘mukopolysic’ bogatej w siarkę ,wywołującej choroby stawów także wykryto duże stężenie hormonu wzrostu(GH) co doprowadza do deformacji tkanki organizmu człowieka i eliminuje z organizmu witaminy E i A powodując hipowitaminozę[1].
Miałem problem ze znalezieniem co to za substancja, właściwie określenie to występuje tylko w kopiach tego artykułu. Podejrzewam że chodzi tu o  glikozaminoglikany, których gromadzenie się w organizmie wywołuje mukopolisacharydozę. Te zawierające siarkę to heparyna i siarczan heparanu. Ich nadmiar w organizmie wywołuje szereg chorób rozwojowych, mogących prowadzić do śmierci, ale tylko u osób z pwnymi mutacjami, jest to bowiem choroba genetyczna.
Substancje te są wytwarzane przez nasz organizm, stanowiąc lepiszcze decydujące o powiązaniu tkanek i będące substancją tkanki łącznej. Są też składnikiem mazi stawowej, zatem raczej chronią stawy niż wywolują ich choroby.
U zdrowych ludzi bez zmutowanych genów, ich spożycie nie wywołuje negatywnych skutków, zatem i ten powód nie jest uzasadnieniem dla Halal.

Pozostałe uzasadnienia dlaczego nakazy religijne są zdrowe, sformułowano w równie naciągany sposób - nakaz rytualnych ablucji ma tłumaczyć potrzeba nawilżania skóry, modlitwa i codzienne recytowanie sur wzmacnia pamięć, ramadan jest dobry bo to zdrowotna głodówka, picie wody jest dobre ale najlepsza woda to ta ze świętej studni w Mekce którą odwiedzają pielgrzymi.

Niestety duża część medycznych wskazań Koranu nie przedstawie dziś dużej wartości. Zdaniem Koranu na gorączkę nie potrzebna jest aspiryna, albowiem gorączka bierze się z ogni piekielnych i trzeba ją zwalczać woda, jest jednak jeszcze jeden środek, który Prorok polecał na wszystko.

Wielbłądzi mocz
Mocz wielbłąda jako lek na wszystkie choroby wystepuje w Koranie kilkukrotnie, zazwyczaj w formie: do Proroka przybył chory z pytaniem o radę, Prorok powiedzial mu aby pił wielbłądzi mocz i ten człowiek wyzdrowiał.
Od tego czasu pobożny muzułmanin nie śmie stwierdzić że to nie prawda, w efekcie "islamscy naukowcy" starają się usilnie wykazać jaki to wspaniały środek. Znalazłem na ten temat zabawną stronę[2] gdzie jako dowód potwierdzenia mocy moczu najpierw podawane są cytaty duchownych powołujących się na Koran, potem cytaty lekarzy powołujących się na tych duchownych a na koniec lekarzy powołujących się na tamtych lekarzy. Następnie mamy garść anegdot o jakiśtam badaniach klinicznych opisanych w pacy magisterskiej z lat 50. i nieco ogólników o bakteriobójczym działaniu wielbłądziego moczu.
Mocz jest bakteriobójczy, ale każdy. Nawet świński.
Literalny odczyt świętych ksiąg napisanych wieki temu musi prowadzić do takich absurdów.
------
[1] http://www.way-to-allah.com/pol/topics/Gesundheit_pl.html
[2] https://sites.google.com/site/bankfatw/Home/MEDYCYNA/wielbladzi-mocz-jako-lekarstwo

poniedziałek, 16 czerwca 2014

Dlaczego Kubuś jest Puchatkiem?

Dlaczego Kubuś jest Puchatkiem? Bo jest puszysty? (a puszysty bo je za dużo słodyczy?).

Nie, pan Kubuś o bardzo małym rozumku jest Puchatkiem i Kubusiem, bo tłumacze nie wiedzieli jak przetłumaczyć jego prawdziwe, niejednoznaczne miano.

Gdy Alan Alexander Milne pisał swoją książkę dziecięcą z zamiarem, aby bawiła jego syna Krzysztofa, nie wiedział jak wielki osiągnie sukces. Przedtem wydał zbiór opowiadań będących parodią Sherlocka Holmesa, strasznie słabą powieść romantyczną, której potem sam się wstydził, oraz tomik wierszyków i rymowanek dziecięcych. Stanowił zresztą ten nierzadki przypadek, gdy pisarz osiąga największy sukces w tej części swej twórczości, jakiej nie poważa. Przykładowo Verne pisał fantastyczne opowieści dla zarobku aby móc ze spokojem pracować nad "prawdziwym pisarstwem" to jest grubymi, naszpikowanymi szczegółami powieściami historycznymi, które nie odnosiły sukcesów. Philip Dick najchętniej pisałby powieści obyczajowe a Lem rozprawy teoretyczne.
A.A. Milne najchętniej pisałby romanse i kryminały, miał nawet na tym tle spory ze swym agentem - gdy przyszedł do niego mówiąc, że chciałby teraz napisać kryminał, ten poradził mu żeby skupić się na humorystycznych opowiastkach z których jest znany jako współpracownik Puncha, po wydaniu pierwszej bajki agent mówił mu, że kryminał autora znanego z bajek miałby złe przyjęcie a po wydaniu drugiej że wszyscy kojarzą go teraz z bajkami i wierszykami, więc wydawcy kryminału nie przyjmą. Choć oczywiście cieszył go sukces dwóch, niepoważnych książeczek, ale też z czasem zaczynał go irytować. Po ukończeniu drugiej książeczki zapowiedział, że kontynuacji nie przewiduje. Spełnił swoje marzenie wydając powieść "Czerwony Dom" która stała się bardzo popularna i przez niektórych była podawana za przykład idealnego kryminału. Chandler w jednym z artykułów zjechał tą powieść od góry do dołu za piętrzenie gromadzących się w fabule nieprawdopodobieństw.

Skąd pomysł na bajkę? Jego syn bawił się w tym czasie zabawkami w kształcie zwierzątek. Był tam miś, osiołek o zwisających uszach, kangurzyca, tygrys i świnka. Początkowo opowiadał chłopcu opowiastki o jego zabawkach aż uznał, ze mógłby napisać pełnowymiarową bajkę na ten temat. Miś pierwotnie nazywał się Edward, ale potem nadano mu dziwne miano "Winnie-The-Pooh", którego tłumaczenie nie jest takie oczywiste.
Nazwa misia wynikała z połączenia dwóch rzeczy, które spodobały się Chrisowi - w miejskim Zoo spodobała mu się niedźwiedzica Winnipeg, nazwana tak od kanadyjskiego miasta. Chłopiec nazywał ją po prostu Winnie, co stanowi zdrobnienie od żeńskiego imienia Winfred. Spodobał mu się też łabędź pływający w stawie, którego nazywał The Pooh bo fukał, a samo "pooh" to angielska pisownia pewnego dziecięcego wyrażenia, nieartykułowanego Fi lub Pche, któremu zwykle przypisuje się znaczenie "to nie ważne". Przenośnie pooh-pooh to wyrażenie oznaczające wyśmiewanie, lekceważenie. Ponieważ miało to być jednak nie fuknięcie ale imię zwierzątka, nie był to po prostu "pooh łabędź" tylko The Pooh.

Gdy chłopiec dostał zabawkę w kształcie misia nie mógł zdecydować czy nazwać go po niedźwiedzicy czy po łabędziu, więc nadał mu imię łączące oba miana, stąd pisownia łączna Winnie-The-Pooh. Stanowiło to dla pierwszej polskiej tłumaczki, Ireny Tuwim problem, bo jak oddać w przekładzie fakt, że miś ma imię pochodzące od fuknięcia i nazwy miasta, którego jeden człon jest rodzaju żeńskiego, choć w języku polskim zabawka Miś ma wyraźnie rodzaj męski.

Fonetycznie fuknięcie "pooh!" czyta się "pu!", jeśli jednak czytać literalnie, staje się podobny do słowa Puch, stąd pomysł przekładu jako Puchatek. A Kubuś? Tłumaczka najwyraźniej uznała, że choć dzieciom płcie się czasem mylą, i dziecko może się rzeczywiście czasem upierać, aby pajacyka nazywać Dorotka a lalkę Tomek, to jednak Miś Winia będzie źle brzmieć. Może nawet będzie to brzmiało niestosownie?
Dlatego uznała, że najlepiej całkiem pominąć ten wątek i nadała mu pospolite imię Kubuś. Przy okazji wycięła z pierwszego rozdziału akapit tłumaczący skąd chłopiec nadał misiowi takie imię.

Przekład tak się przyjął, że wrósł na trwale w świadomość czytelników i na stworzonym w nim słownictwie bazują wszystkie przekłady filmów i akcesoriów związanych z tym bohaterem, gdy więc w 1986 roku pojawił się nowy przekład, w którym podano inne imiona a głównego bohatera nazwano Fredzia Fi-fi, wśród fanów zawrzało - jak można było tak pozmieniać?!
Tymczasem nowa tłumaczka nic nie zmieniała. Przełożyła powieść jeszcze bliżej  oryginału, tak aby czytelnik mógł poznać The Pooh'a tak jak widzą go czytelnicy anglosascy.
W oryginalnej powieści bohater jest nazywany albo The Pooh albo Winnie-The-Pooh, lecz w zdaniach stosuje się wersję męską (och zjadał miodek, on zaglądał itd.). Kontrast między płciami nie jest jednak tak oczywisty, są bowiem angielskie imiona które mogą być bez zmiany formy nadane chłopcom lub dziewczynkom.
Podobnie jest z innymi bohaterami, których imiona były dziecięcymi zdrobnieniami i przekręceniami. Mama Kangurzyca to Kanga i tak jest w nowszym przekładzie. Maleństwo to "Baby Roo" co stanowi właściwie samą końcówkę słowa Kangooroo, stąd propozycja Gurek (od Kangurek). Kłapouchy określany był onomatopeją, oddaną jako Iijaa.

Spór jaki wynikł po wydaniu nowego tłumaczenia stanowił w istocie dość stary konflikt między dwiema możliwymi metodami przekładu. Jak się czasem mówi "przekład jest jak kobieta - albo ładna albo wierna" i to jest istotą różnicy. Idealny przekład, który brzmi jakby utwór był w tym języku napisany, musi zarazem często odejść od oryginału. Przekład Ireny Tuwim jest takim właśnie "pięknym" przekładem. Ale dobrze byłoby pamiętać w jakim miejscu "zdradza" oryginał. A dzieje się to właśnie w kwestii imienia bohatera, zaś kontrowersje jakie wzbudza nowy przekład bardzo dużo mówią o pierwotnych przyczynach sporów, jakie dziś stanowią jeden z głównych wątków dyskusji medialnych. Bowiem dla wielu oczywista wydaje się kwestia, która oczywistą nie jest -  jakie atrybuty są męskie lub żeńskie?

Przypadek Misia Winnie[1] może w jakim stopniu przypominać kontrowersje wokół Tinkie Winkie i jego czerwonej torebki. Sam temat stanowił prowokację dziennikarzy Wprost, którzy zaczęli wkręcać rzeczniczkę praw dziecka, że zachodzi tutaj "promocja homoseksualizmu" i gdy ta przyznała, że należy zbadać temat w świat poszła wieść - Polacy dopatrują się brzydkich rzeczy w Teletubisiach.
Skojarzenie wzięło się jednak w rzeczywistości od amerykańskiego pastora, którzy podobne insynuacje snuł w kazaniach.
Są to jednak insynuacje intrygujące - dlaczego noszenie torebki przez postać bez cech płciowych i o niejednoznacznym imieniu, ma promować homoseksualizm? Ba, gdyby nawet była to postać jednoznacznie męska, z wąsami, torsem itp. to nadal nie była by to tak oczywista sprawa, bo co ma torebka do preferencji? Jeśli już coś by miała sugerować to raczej transwestytyzm, to jest przebieranie się. I chyba właśnie to, czyli pomieszanie atrybutów, było głównym źródłem zaniepokojenia.
-----------
* http://kobieta.dlastudenta.pl/artykul/Kubus_Puchatek_czy_Fredzia_Phi_Phi,83792.html
* http://www.academia.edu/4819860/Puchata_przepustka_do_slawy._Irena_Tuwim

[1] Jak więc w świetle oryginału nazwać bohatera? Myślę że bliskim odpowiednikiem, zachowującym pierwotne cechy ale też nie kłującym w oczy, byłoby określenie Fiś Wini - kontaminacja dziecięcego "fi" czyli "pooch" z misiem jako pierwsze imię zaś Wini jako drugie. Wini może być traktowane zarówno jak zdrobnienie od Wincenta lub Winicjusza, a więc imienia męskiego, jak i jako zdrobnienie od żeńskiego Winifreda, zatem ma tą niejednoznaczność, połączenie z oryginałem, ale też nie brzmi dziwnie i niestosownie.
Nawiasem mówiąc właśnie to podobieństwo Winnie The Pooch do zdrobnienia Wini było parę lat temu powodem kuriozalnej decyzji Rady języka Polskiego aby nie zezwolić nadawać dzieciom takiego imienia.
http://www.rjp.pan.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=425:wini-&catid=76:opinie-o-imionach&Itemid=58 A szkoda.

[gdyby jakiś tłumacz chciał użyć tej propozycji w kolejnym przekładzie Milne'a, gotów jestem użyczyć w zamian za wzmiankę w posłowiu]

Post Scriptum
Gdy czytam wiadomość o radnych z Tuszyna, którzy mają zastrzeżenia do Puchatka bo nie nosi spodni, nie wiem czy się śmiać czy płakać. Najlepiej płakać ze śmiechu.
http://www.polskieradio.pl/5/3/Artykul/1296627,Kubus-Puchatek-nieprzyzwoity-Swiatowe-media-mowia-o-radnych-z-Tuszyna

niedziela, 8 czerwca 2014

Największe kryształy na świecie

Jako że mamy obecnie międzynarodowy rok krystalografii, dobrze by było napisać coś o kryształach.
(artykuł bierze udział w akcji blogowej Sto Lat Kryształu)

Stan krystaliczny charakteryzuje się uporządkowaną budową wewnętrzną w formie sieci w której w nieskończoność powtarza się w trzech wymiarach pewien stały układ atomów. Pociąga to za sobą charakterystyczne właściwości fizyczne a często też regularną postać zewnętrzną - choć nie zawsze kształt regularnej bryły świadczy o krystalicznej budowie, czego przykładem bazalt dzielący się na słupy o przekroju sześciokątnym, choć jest skałą złożoną z różnych minerałów.

Kryształy powstają spontanicznie z nasyconych roztworów lub z ochładzanego stopu, czasem też przez resublimację par. Początkowo tworzy się niewielki zarodek, który przy wejściu w obszar o mniejszym stężeniu może znów się rozpuścić, jeśli jednak warunki będą sprzyjające, będą się do niego dobudowywały kolejne cząsteczki substancji, wpasowując się w zapoczątkowany wzór. Krystalizacja po zapoczątkowaniu może trwać tak długo, aż stężenie substancji w roztworze za bardzo nie spadnie lub dopóki nie ograniczy go jakaś przeszkoda. Przy szybkiej krystalizacji w nagle schłodzonym roztworze tym ograniczeniem są często inne kryształy, które pojawiają się w dużej ilości i zbijają razem w wielokrystaliczną masę. Jeśli jednak warunki będą sprzyjające, a więc dostępne będzie dobre miejsce, mała ilość kryształków konkurencyjnych i powolna zmiana warunków, kryształy mogą osiągać znaczne rozmiary. Jak znaczne?
Gigantyczne.

Każdy minerał ma swój rekord wielkości, niektóre rzadkie i rozproszone nie przekraczają ułamków milimetra, dla innych już kilkucentymetrowe okazy mogą być uważane za niezwykle duże, inne zaś w sprzyjających warunkach potrafią osiągać rozmiary kilkumetrowe.

Najmniejsze największe
Niektóre minerały są tak rzadkie i drobne, że kryształek wielkości ziarenka piasku może być największym opisanym. Tak jest w przypadku Schwartzembergitu, czyli chlorano-jodanu ołowiu powstającego w wyniku wietrzenia rud ołowiu w warunkach zasadowych. Zwykle tworzy skupienia zbite, skorupiaste. Największy opisany kryształ miał kształt bipiramidy o wielkości 6 mm. W przypadku Whewellitu, czyli uwodnionego szczawianu wapnia, rekord to 3 cm.

Pierwiastki rodzime
Istnieje tylko kilka minerałów tworzonych przez czyste pierwiastki, i nie tworzą one dużych kryształów. Formą krystaliczną węgla jest diament - przezroczysty, silnie załamujący światło, bardzo twardy minerał. Największym znalezionym pojedynczym okazem był Cullinan, znaleziony w 1905 roku w Południowej Afryce. Ważył 3106 karatów, czyli 621 gramów. Był więc niewątpliwie gigantem. Miał niezbyt regularny kształt, co u diamentów jest częste, i prawdopodobnie po uformowaniu odłamała się od niego część. Ogółem opisano go jako zdeformowany ośmiościan:
Najdłuższa przekątna miała długość 10,5 cm. Został podzielony na kilka dużych i kilkadziesiąt mniejszych brylantów.

Złoto wprawdzie bardzo chętnie występuje w formie pierwiastkowej, ale trudno jest znaleźć regularne kryształy. Największy opisany miał postać płyty o ośmiobocznym kształcie i średnicy 30 cm, nie bardzo jednak wiadomo co się z nim stało i jaką miał masę. Całkiem niedawno odkryto kryształ ważący 200 g i mający w miarę regularną postać - mimo nieco dendrytycznej powierzchni wyglądającej jak zbitek płatków, badania rentgenowskie potwierdziły, że jest to monokryształ:
 Kolejnym pierwiastkiem jest Siarka, tworząca nieprzezroczyste, żółte kryształy. Rickwood w swojej pracy z lat 80. podaje że największy kryształ ma 22 cm długości i 16 szerokości, ważąc 5 kg, jednak znany jest dziś większy, bo 25 centymetrowy kryształ, wystawiany w muzeum z mieście Milan:


Minerały siarczkowe
Piryt, nazywany też złotem głupców, chętnie tworzy kryształy w kształcie regularnej sześciennej kostki o metalicznym, złotym połysku. Inne możliwe formy to ośmiościan lub dodekaedr o dziesięciu pięciokątnych bokach. Nie mam konkretnej informacji o tym jaki był największy, ale spośród opisów wyłowiłem kryształy o boku 20 cm wydobywane w Navajún w Hiszpanii i do 25 cm w Fuente Valoria tamże(1). Jeszcze większe kryształy znajdowano w Kazachstanie, jeden o wymiarach 25/18/15 wydobyto w Aqshataü. Prawdopodobnie największy wydobyto w Grecji w złożach koło Xanthi(2) były to zrośnięte sześcienne kostki o krawędzi do 60 cm. Natomiast zdjęcie przedstawia mniejszy okaz kryształów zbliźniaczonych do 8 cm krawędzi znaleziony w Logrono

Antymonit tworzy kryształy w formie grubych igieł i grafitowym połysku. Sproszkowany był dawniej używany jako cień do oczu. Zwykle jako największy opisuje się kryształ o grubości 5 cm i długości 60 cm:
Ale w kolekcjach znane są już większe. Ten metrowej długości wystawiano na targach minerałów w Monachium:
W przypadku ciężkiej Galeny największe opisane kryształy miały 25 cm krawędzi.

Halogenki
Piękne kryształy potrafi utworzyć Halit czyli krystaliczna forma soli kamiennej. W odkrytej w XIX wieku w Wieliczce Kryształowej Jaskini znajdowano kryształy w formie sześciennych kostek do 50 cm krawędzi, przez długi czas uważane za największe. Jeszcze bogatszą jamę znaleziono jednak w kopalni soli potasowych w Merkers, w Niemczech. Największe kryształy miały krawędź do 1,1 metra. Kopalnia jest dziś atrakcją turystyczną i grota z kryształami jest dostępna dla zwiedzających (relacja).
Piękne kryształy tworzy też Fluoryt, czyli fluorek wapnia. Kolor jest bardzo zmienny, zwykle waha się między fioletem a zielenią. Największy opisany monokryształ miał średnicę 2 metry i 13 centymetrów, znaleziono go w Dyke w Meksyku.
Poniżej zdjęcie zdecydowanie mniejszego ale także pięknego fluorytu znalezionego pod Strzegomiem:

Azotany i borany
Najpospolitszym minerałem azotanowym jest saletra potasowa i saletra sodowa, tworzące zazwyczaj kryształy włókniste lub w postaci nie zbyt grubych igieł. Dla tej drugiej opisuje się skupienia igiełkowatych kryształów o długości 18 cm.
Kernit to krystaliczna forma czteroboranu sodu, znanego pospolicie jako boraks. W formie dużych kryształów występuje rzadko z powodu dużej rozpuszczalności. Największe opisane pochodziły ze skupiska w starej kopalni w Kramer Deposit, gdzie badacz był w stanie zmierzyć kryształy o wymiarach do 8 stóp na 3, to jest 2,5 metra na 0,9. Ściana z kryształami została sfotografowana, ale fotografia jest niewyraźna i nie widać na niej skali:


Minerały krzemianowe
Granaty występują w formie wielokątnych kryształów o kształcie z grubsza okrągłym. Największy znaleziony w Norwegii, miał średnicę 2,3 metra, masę szacowano na 23 tony choć nie wydobyto go w całości. Mniejsze o średnicach 0,9-1 metrów także znajdowano w Norwegii. Zdjęcie jakie zamieszczam pokazuje jednak zdecydowanie mniejszy, bo 15 centymetrowy okaz z USA:
Największy opisany Topaz miał długość 91 cm.

Odnośnie Turmalinów, będących skomplikowanych glino-boro-krzemianami, nie mam konkretnej informacji. Jedno źródło wspomina o największym turmalinie z kopalni Mica Mine o długości 15,5 cala, co daje 13 cm, ale w innym miejscu wspomina o raportowanych przez innych badacz turmalinach długich na cztery stopy, czyli 120 cm.[4]
Tymczasem na zdjęciu prawdopodobnie największy fioletowy turmalin (374 000 karatów):


Ósemka gigantów:

Kalcyt
Kalcyt, czyli węglan wapnia, tworzy przezroczyste kryształy w formie grubych słupków lub pryzmatów. Szczególną formą jest Szpat Islandzki, charakteryzujący się dużą przezroczystością i dwójłomnością. Znany jest z pustek w skałach bazaltowych, szczególnie ze złóż na Islandii, gdzie osiągał duże rozmiary.
Za największy uważa się kryształ z Helgustadir, mający postać rombową i bok o długości 7 metrów. W złożu znaleziono też nieco mniejszy okaz 5m/5m i kilka o średnicy 2 m. Niestety nie mam żadnych zdjęć, toteż pokażę zdecydowanie mniejszy kryształ:

Amblygonit
Jest to fluoro-fosforan sodu i litu. Tworzy słupkowane, bezbarwne kryształy. Największy udokumentowany ze złoża Hugo Mine miał 7,5 metra długości i 2,5 m szerokości, masę szacowano na 102 tony.

Flogopit
Jest to minerał należący do grupy mik, charakteryzujący się zawartością magnezu. Tworzy płaskie, cienkie tabliczki rozsiane w skale. Największy opisany ze złoża Lacey Mine w Kanadzie miał wymiary 10 metrów na 4 metry i masę około 330 ton. Podobnych rozmiarów kryształy znajdowano w Karelii.
Tu zdecydowanie mniejszy:


Gips
Gips zazwyczaj tworzy skupienia zbite, skrytokrystaliczne, lecz niekiedy pojawia się w formie pięknych, przezroczystych kryształów, nazywanych selenitem. Kryształy tworzą niekiedy zwarte złoża, chętnie przyjmując postać zbliźniaczonych - dwa, mieczowate kryształy zrośnięte pod kątem czubkami tworzą wówczas "jaskółcze ogony", które nałożone jeden na drugi formują w skale wyraźne pióra. Z takiej formy znane są złoża gipsu na Ponidziu:

Takie pióra gipsowe osiągają do kilku metrów długości, jednak pojedyncze kryształy to odchodzące od rdzenia pojedyncze promienie, osiągające przy takim zagęszczeniu długość do metra. Podejrzewam że dałoby się je. odseparować
Przez długi czas za największe monokryształy uważano te z kopalni Braden Mine w Meksyku, mające postać słupków o długości 3 metrów. Z półtorametrowych kryształów znana była też Jaskinia Mieczy znaleziona przy kopaniu kopalni w Naica w tymże kraju.
Kilka lat temu dokonano tam odkrycia, które zadziwiło wszystkich - na innym poziomie kopalni znaleziono grotę z gigantycznymi kryształami selenitu:
Zdjęcia wyglądają fantasmagorycznie.

Największy kryształ w tej jaskini ma długość 12 metrów i grubość 4 metry, zaś masę szacuje się na 55 ton.

Kwarc
Kwarc to dosyć pospolity minerał. W pustkach skalnych tworzy "szczoty" słupkowatych kryształów, które potrafią osiągać duże rozmiary. W Sudetach znajdowano okazy do metra długości, ale na świecie znajdowano większe:
Największy opisany znaleziono w Brazylii, w Mancho Felipe, miał długość 6 metrów i masę 44 ton.

Skaleń
Skaleń to najbardziej po kwarcu rozpowszechniony minerał. Jest składnikiem granitów, zwykle występując w formie różowych lub białych ziaren, w niektórych miejscach może osiągać znaczne rozmiary. O olbrzymich skaleniach krążą legendy, jak na przykład często powtarzana opowieść o kopalni założonej w jednym krysztale gdzieś w północnej Rosji, czy wzmianki o klifach ze skalenia gdzieś w Norwegii. Takie historie często są nieweryfikowalne. Wyobraźnię pobudza informacja o skaleniu z kopalni Devils Hole Beryl Mine w USA, gdzie po odstrzeleniu ściany wyrobiska znaleziono bardzo regularną masę o wymiarach 50/36/14 metrów i masie 15 tysięcy ton, niestety w kawałkach. Nie zbadano jej wtedy na tyle dokładnie aby upewnić się czy był to monokryształ czy może skupisko wielu zbliźniaczonych kryształów, bowiem skaleń bardzo chętnie tworzy takie zbite skupienia. Zatem albo było to największe skupisko skalenia albo największy kryształ kiedykolwiek znaleziony. Pewności jednak brak.
Największy potwierdzony i zmierzony skaleń potasowy z Uralu miał postać tablicy i rozmiary 10 m/10m/0.4m. Masę szacowano na 100 ton. Takie same rozmiary miał Ortoklaz znaleziony w Norwegii, mniejszych kryształów od 6 do 8 metrów znanych jest więcej.
Oprócz tych dobrze zbadano 10,5 metrowy perytyt z Hugo Mine.

Spodumen
Spodumeny są podobne do skaleni, lecz zalicza się je do grupy  piroksenu. Także występują pospolicie w skałach magmowych.
W złożu Etta Mine znaleziono dwa duże kryształy, jeden o długości 12,5 metra i masie 66 ton, drugi o długości 14,3 metra i masie 28 ton. W tym ostatnim przypadku zachowało się zdjęcie:
Może nie zbyt wyraźne, ale lepszy rydz niż nic. Z tego samego złoża pochodzi zdjęcie pięcio może sześciometrowych kryształów:


Beryl
Największe znane kryształy tworzył beryl.
W kamieniołomie Bumps Quarry w stanie Maine, USA znaleziono kryształ o długości 10 metrów i 2 metry średnicy. Nieco mniejszy, bo czterometrowy okaz z tego samego złoża przedstawia fotografia:

Ale to jeszcze nic. W kopalni Malakialina na Madagaskarze, odnaleziono prawdziwego giganta - kryształ berylu o długości 18 metrów i 3,5 metra średnicy. Masę szacuje się na 380 ton. Niestety brak zdjęć.

Największe syntetyczne
A jakie sztuczne kryształy potrafi stworzyć człowiek?
Duże monokryształy otrzymuje się zwykle metodą Czochralskiego, w ten sposób powstaje między innymi krzem do mikroprocesorów. Mają postać gładkich walców o długości 2 metrów i średnicy 45 cm
W optyce zastosowanie mają też kryształy wodorofosforanu potasu (KDP), produkowane w dużych ilościach. Największy waży 315 kg i ma wymiary 65 cm/52cm/58cm.[4] Na zdjęciu niewiele mniejszy:


Oprócz tego miłośnicy ciekawostek czasem hodują sobie w domach mniejsze lub większe kryształy. Najpopularniejszy siarczan miedzi daje błękitne kryształy do kilkunastu centymetrów.

-------
Większość danych pochodzi z tych dwóch prac:
*Peter C. Rickwood, The Largest Crystals, American Mineralogist, 66, 885-908, 1981  http://www.minsocam.org/msa/collectors_corner/arc/large_crystals.htm
* Large Crystal List

[1] M Font-Altaba,  A study of distorted pyrire crystals from Spain, Mineralogical Society Of America Special Paper 1, 1962
[2] http://gems.minsoc.ru/eng/articles/pyrite/
[3]  Geology of the Pegmatites and Associated Rocks of Maine: Including Feldspar, Quartz, Mica and Gem Deposits, U.S. Government Printing Office, 1911 - 152
[4] http://chemistry.nus.edu.sg/_file/events/ncgc/2nd-circular2014.pdf

piątek, 6 czerwca 2014

1886 - Tornado w Krośnie Odrzańskim

O tym przypadku słyszałem już od dawna, ale dopiero ostatnio dogrzebałem się do szczegółowych materiałów w tej sprawie. Huraganowa burza wraz z zapewne trąbą powietrzną, uszkodziła wówczas większość budynków w mieście.
Panorama miasta około 1882 roku (link)

Rok 1886 nie zapisał się dobrze w pamięci mieszkańców Krosna Odrzańskiego. Zima była ciężka i długa a nawet gdy już przeminęła, dawała o sobie znać późnymi przymrozkami. Wiosna natomiast rozpoczęła się bardzo sucho. Ale tego co nastąpiło 14 maja nikt się nie spodziewał

Korespondent opisuje katastrofę szczegółowo:
 Pięknie złociło słońce uśmiechającą się życiem wiosennem przyrodę, wszystko rozkwitało uroczo pod wpływem ciepłego powietrza - gdy nagle na zachodzie widnokręgu ukazały się chmury. Nikogo one zatrwożyć nie mogły; przeciwnie, witano je radośnie, bo spragniona ziemia potrzebowała deszczu i orzeźwienia. Ale robiło się coraz posępniej i coraz ciemniej, chmury podnosiły się coraz wyżej, a krótko przed 3-ią olbrzymia czarna chmura stanęła tuż za miastem i przechylać się na nie zdawała, szerząc mrok nocny wśród skwarnej duszności powietrza. I zaczęło niebawem szumieć i huczeć i zerwał się nagle wicher gwałtowny i zamienił się nagle - w tak niesłychaną burzę, tak się nad miastem i w mieście imperatycznie skręcił i zwinął, tak zahuczał przerażająco wśród bicia piorunów, że przestrach ogarnął całą ludność.
Straszliwy łomot napowietrzny, błyskawice, siekce ciemności, szum, wycie i huki przerażające - wszystko to w jedną połączone grozę. Ziemia się pod nogami trzęsła. Trwało to krótko. Cyklon pędził od południa-wschodu ku północnemu-zachodowi.
Niebawem zaczęło słońce odsłaniać pogodne oblicze i pokazało się w całej okropności spustoszenie - dzieło kilkunastu minut. W mieście powstał lament wielki. Dość powiedzieć, ze burza przewróciła wieżę wspaniałego maryackiego kościoła, krzyżem na dól zwaliwszy ją na zdruzgotane zabudowania pewnego przemysłowca i pogrzebawszy w gruzach kilkoro ludzi.
Straż ogniowa i załoga wojskowa rozbiegły się po mieście dla ratowania mieszkańców. Wszędzie rumowiska, masy cegieł, dachówek, belek, łat, okiennic, okien, drzew , szkła, sprzętów...
Kominy fabryczne powywracane, z 500 domów poznoszone dachy i wiązania. Takimże uszkodzeniom uległy: kościół katolicki, szkoła, ratusz, gmach pocztowy i t. d.; 10 000 szyb wybitych, z pomnika kamiennego na rynku wierzchołek strącony. W domach meble i sprzęty połamane. Dziecko pewnego dekarza uniosła trąba wysoko w powietrze i zabiła. Najsilniejsze drzewa promenady miejskiej na cmentarzu po ogrodach i nad szosą powyrywane z korzeniami. W drukarni miejscowego dziennika wszystkie okna powybijane, płyty drukarskie zniszczone, machina gruzami zasypana. Na rynku dwie ciężkie żelazne latarnie z ziemi wyrwane.
Sąsiednia wieś Staresarnice (Alt-Rehfeld) także srodze ucierpiała; mało zabudowań uniknęło szkody; inne wsie w różnej bliskości ale w innym kierunku położone, daleko mniej dotknięte.
Na Odrze rzuciła siła trąby jedną szkutę na drugą, przyczem obie zatonęły i zginęło 5 osób. Na domiar utrapienia wieczorem gwałtownie deszcz zaczął padać; woda lała się strumieniami do domów, pozbawionych dachów i sufitów, niszcząc ruchomy dobytek, towary i zapasy żywności.
Gdy noc nastała nikt nie myślał o spoczynku. Rozlegały się wciąż płacze i jęki a nie ustawała też praca niesienia ratunku zasypanym gruzami.
Naliczono 5 ludzi zabitych na placach i ulicach, z pod gruzów wydobyto 3 trupy; ocalono 5 osób, mniej lub więcej niebezpiecznie ranionych.[1]
 Wspomniana wieś Alt-Rehfeld to dzisiejszy Stary Raduszec na samym przedmieściu Krosna. Czy była to trąba? Uniesienie w powietrze dziecka, co potwierdza też inne źródło, jest dowodem - wiatr prostoliniowy tego nie potrafi. W dodatku szkody układają się w wyraźny pas. Tekst na Regiopedii wymienia jeszcze wsie Bronków i Kamień.[2]

Bardziej szczegółowe są źródła niemieckie; w doniesieniach o obserwacjach meteorologicznych zebranych przez Pruski Królewski Instytut Meteorologiczny na rok 1886  opisuje się chmurę w kształcie czarnego leja, która połączyła się z ziemią ciemnym walcem, i wzbudziła wiatr który zburzył prawie wszystkie poza kilkoma budynki w mieście. Miał on też wywołać szkody w okolicznych lasach, na podstawie których oceniono szerokość pasa zniszczeń na 800-1200 metrów, zaś długość na 30 km.[3] Na południe od miasta stwierdzono w lesie punktowe "gniazda" powalonego lasu, zapewne wywołane podmuchami bocznymi. Na północ od miasta obserwowano ponadto trzy pasy zniszczonego lasu, szerokie na 30 metrów, długie na 250 i oddzielone od siebie pięćdziesięciometrowymi pasami lasu nie uszkodzonego. Trudno ocenić czy zniszczenia te wywołały boczne wiry, czy też może raczej pasowość była związana ze strukturą nasadzeń lasów (w sensie, że w tych trzech pasach rosły drzewa o innej odporności na silny wiatr.)

Jak dla mnie wszystkie zebrane informacje jednoznacznie wskazują, że przez Krosno Odrzańskie przeszło tornado podobne rozmiarami i siłą do tego z Blachowni z 2008 roku. Jeśli dane z relacji są dobre, to wówczas ten przypadek należałoby uznać za najbardziej śmiercionośny na ziemiach Polskich (choć miasto należało wówczas do Niemiec), przebijając trąbę pod Ciechanowcem, którą już opisywałem, albowiem pięć ofiar "na placach i ulicach" trzy ofiary w zawalonych domach i pięć na Odrze, to razem 13 osób zabitych.

----------
[1]  Gazeta Polska 1886 22 maja nr. 133; Polona.pl
[2] http://lubuskie.regiopedia.pl/wiki/orkan-w-krosnie-odrzanskim
[3]  http://www.wetterzentrale.de/cgi-bin/wetterchronik/home.pl?read=838&jump1=region&jump2=1