piątek, 30 maja 2014

1874 - Trąba powietrzna na Śląsku

Na temat tego zdarzenia znalazłem kilka dość różnych wzmianek:
Lövenberg. Z różnych stron donoszą o wielkich burzach i nawałnicach. U nas przyłączyła się do burzy trąba powietrza 30 maja o godzinie 7 wieczorem. W jednej chwili zgruchotała więcej jak 30 mieszkań i budynków. Wiatrak z pagórka został przeniesiony o kilka set kroków i połamany, przeszło 300 drzew owocowych z korzeniem wyrwanych lub połamanych. O sąsiednie wsie zawadziła trąba także, lecz nie wyrządziła tak wielkiej szkody.

[Katolik 11 czerwca 1874 ŚBC]
Lövenberg to zapewne Lwówek Śląski. Druga notka jest nieco obszerniejsza:
Trąba powietrzna.
 Dnia 30 maja około godziny 7 z wieczora podczas. burzy posuwającej się w kierunku z południowego zachodu na północny wschód zerwała się w miejscowości Kessldorf na Szląsku pruskim trąba powietrzna, która zrządziła niezmierne szkody.
Przeszło 30 zabudowań mieszkalnych i gospodarczych zostało formalnie zmiecionych z gruntu, a to w jednej chwili. Belki, kawały dachu, sprzęty, skrzydła wiatraków, zaniosła trąba o sto kroków i dalej w pola. Zbożowe pola, łąki i ogrody dotknięte tą klęską, przedstawiają obecnie okropny obraz zniszczenia, rośliny bowiem po największej części powyrywane zostały z korzeniami. Wiatrak jeden, samotnie położony na wzgórzu, zaniesiony został o dziesięć minut drogi i rozbity w kawałki.
Przeszło 300 najpiękniejszych drzew owocowych pokrywa ziemię, bądź to wyrwanych z korzeniem, bądź też rozłupanych; obalone drzewa przydrożne nie dają przystąpić do wsi. Z ludzi nikt nie zginął, lubo jest kilku pokaleczonych.

[Gazeta Lwowska 9 czerwca 1874 JBC UJ]
Jak ustaliłem, ówczesny Kesseldorf to dzisiejsze Kotliska, leżące w okolicy Lwówka Śląskiego. Jest to zatem to samo zdarzenie.
Czy była to trąba? Fakt przeniesienia na znaczną odległość nie tylko dachów i skrzydeł wiatracznych, które dosyć łatwo poddają się wiatrom, ale i belek konstrukcyjnych i sprzętów dość mocno by to sugerował.

środa, 28 maja 2014

Żołnierz wilkołakiem

Z kategorii wierzeń ludowych - powiastka tak pocieszna ze warta odnotowania:
Żołnierz z wilkołaka. Chociaż powieści o wilkołakach są pospolite i powszechnie znane, jednakże ta którą tu przytoczę jest arcydziełem w swym rodzaju. Spodziewam się przeto, że mi powtórzenie jéj nie będzie wzięte za złe, kiedym już raz odsłonił skarb do którego nie łatwy przystęp temu, kto nie wzrósł śród ludu. Około roku 1820 stał we wsi K. żołnierz z pułku Łuckiego grenadyerów, który sam o sobie następną opowiadał powieść. Pochodził on zdaje się z Polesia Wołyńskiego.
(*) W opowiadaniach ludowych irzadko bywają wskazane czas i miejsce. Opowiadacze wielkich powieści tak je zaczynają: U dziesatym carstwie, u piatom hospodarstwie, żyu byu karol, albo kniaź, albo kto inny. Będąc parobkiem, był wysłany z wielu innymi w daleką drogę z podwodą. Gdy już powracali do domu, stanęli na popas na jednej łące przy wodzie. Podczas kiedy on smarował wóz smołą, przyszła żebraczka prosząc o jałmużnę. Raz powiedział nic nie ma do dania, drugi raz, lecz gdy się naprzykrzała, zniecierpliwiony krzyknął: to na! i musnął po gębie kwaczem ze smołą. Żebraczka utarła się, mściwie nań spojrzała, —Popamiętasz ty mnie" — rzekła i poszła. On sobie gwiżdżąc powiedział jeszcze jéj grubijanstwo i sądził że na tém koniec. Wtém prowodyr (naczelnik taboru) zawołał: - chłopcy zaprzęgać i wszyscy ruszyli łapać swe woły. Kiedy nasz młody czumak kieruje się ku swym wołom, patrzy, jakaś mu na twarzy szerść się widzieć daje; spojrzy na ręce i na ręku szerść; wtém coś go uderza w kark, on pada na ręce i już wilk.
Przestraszony chce powracać do wozów, a tu wszyscy doń z biczami, z kołami, wołając: a wilk! a wilk! - bieży do wołów, woły ze strachem uciekają do kupy, groźne mu nasfawiając rogi. Poznał co się stało, poznał, że go czarownica żebraczka zamieniła w wilkołaka. Nie było co robić, trzeba było po wilczemu biedź do lasu.
Gdy tak smutny bieży ogon spuściwszy, przyłącza się do niego wilk inny, a pozdrowiwszy go po swojemu, oświadcza, że wie kto on jest i przyszedł mu niektóre dać rady i nauki jako nowemu w zawodzie. Między innemi rzeczami powiedział, że gdy mu się bardzo będzie jeść chciało, niech się modli; modlitwa zaś wilcza polega na żałosném wyciu położywszy mordę na łapach. Pomodliwszy się tak długo, długo, trzeba biedź z ufnością, a pierwszy głos co się da słyszeć, będzie zwiastunem zdobyczy. Jeszcze pomówiwszy trochę, porzucił go, zapowiadając, że ile razy będzie się znajdował w trudnych okolicznościach, on mu przyjdzie na pomoc. Nasz wilk poszedł we wszystkiém za radą swego starszego kolegi i wiodło mu się jako tako.
Razu jednego gdy się wygłodziwszy przez dni kilka modlił się, po modlitwie Usłyszał głos gęsi, bieży w tę stronę, przybiega aż tu szeroka rzeka. Będąc człowiekiem nie umiał pływać, więc i teraz bał się puszczać na wodę. Kiedy się tak biedzi, coś go silnie popycha w rzekę, on szlap, szlap, szlap, i przepłynął, znalazł zbłąkaną gąskę i zjadł.
Tak biegając przez lat kilka nasz czumak po kraju, zbliżył się do swych stron rodzinnych, właśnie na same dziady, w jesieni, a przypomniawszy że w dniu tym mieszkańcy wynoszą na mogiłki różne jadła i napoje dla dusz nieboszczyków, pobiegł tam by się czém razem z duszyczksmi pożywić. Ale uprzedzony przez swych kolegów wilków, nic już do jedzenia nie znalazł, tylko odkrył na jednym grobie pod kamieniem flaszkę gorzałki. Ponieważ jako Poleszuk znał jéj wartość, więc wziąwszy w łapy wypił i upił się. Niedaleko ztamtąd rodzina jego miała błotną łąkę, na któréj zwykle w jesieni stał stóg siana; tam się udał i zagrzebał się w siano dla przespania się. Gdy się przebudził, uczuł niezwykłe zimno; maca się i postrzega że już skóry nie ma: został na powrót człowiekiem. W radości wielkiéj oczekiwał dnia, a kiedy się dobrze rozwidniło, ujrzał na łąkę przybywającego swego brata, który go przyodziawszy przyprowadził do domu.
Ale nie długa była jego uciecha w domu, bo go pan wkrótce oddał w rekruty i tym sposobem jest żołnierzem. To on o sobie opowiadał spokojnie, na seryo, bez żadnego zająknienia się; a że cierpiał czasami jakieś bóle i darcia w nogach, mówił że to pochodziło od biegania gdy był wilkiem. Wszyscy mu wierzyli i nie było nikogo między wieśniakami, coby powiedział że kłamie. I dla izegóżby nie mieli wierzyć? Alboż to nie wiadomo, że czarownice całe wesela zamieniają w wilkołaków? alboż nie widziano na polowaniu wilka ściganego od psów, który przeskakując przez kłodę, zacżepił się skórą o sęk i stanął z niego człowiek ze skrzypcami pod pachą? był to właśnie wiesiołka (grajek) jednego z takich wesel. PODLASIE RUSKIE. I [Sobota, Września 1854 Roku. Gazeta Warszawska]
Nie wiem co jest w tej opowieści lepsze - naiwność słuchaczy czy fantacja o modlitwie wilczej.

niedziela, 25 maja 2014

Poradnik uśmiechu - Jak często mleko?

Poradnik uśmiechu i tajemnicza atmosfera wokół Krainy grzybów to nowy fenomen internetu, lecz zarazem interesujące zjawisko kulturowe.
Oczywiście zdarzały się już pewne akcje budzące zainteresowanie swoją niejasnością i tajemniczością, ale szybko okazywały się wiralnymi akcjami reklamowymi, w rodzaju Yeti w Tatrach, czy meteorytu na Litwie, albo opierały się na materiałach tak słabych, że nie budzących wielkich emocji, jak choćby słabe podróbki "przypadkowo nakręcony kosmita w lesie".

W tym przypadku jest nieco inaczej. Stanowiące podstawę zagadki filmy uderzają tym jak bardzo są przemyślane, nie tracąc przy tym na dziwności. Atmosferą i stylistyką bardzo udanie naśladują filmy edukacyjne lub programy przeznaczone dla młodzieży, z lat 90. momentami jeszcze starsze, wraz z ich słabymi animacjami, wyblakłymi kolorami, kontrastami, rozmyciem i jakością dźwięku.
Pamiętam na przykład taki film o niebezpieczeństwach w domu, puszczano nam z wideo bodaj w podstawówce. Dziecko bawiło się w domu i gdy zaczynało robić coś złego, w rodzaju wkładania gwoździa do gniazdka czy podpalania obrusa, obraz robił się czerwony i pojawiała się straszna muzyczka jak z popsutego keyboarda. Połączenie tych elementów powoduje, że wiele osób oglądając Poradnik ma wrażenie, że kiedyś widzieli coś takiego, może późno w nocy w telewizji.
Takie też wrażenie starano się utrzymywać na początku, choćby poprzez wrzucenie zdjęcia starego programu telewizyjnego na profil Krainy Uśmiechu.
Również fragmenty odbiegające od schematu "poradnika dla dzieci" bardzo udanie nawiązują do starych realizacji telewizyjnych - weźmy na przykład moment z postacią, widoczną tylko jako ciemna sylwetka, ze zniekształconym głosem, którego to chwytu używały w latach 90. i nie długo później programy interwencyjne. Sylwetką była zwykle maltretowana żona lub zdeprawowany nastolatek który skruszał, a głos pogrubiony aż do basu miał ukrywać tożsamość. Na dobrą sprawę nawet momenty z użyciem green screenu dałoby się wytłumaczyć, bo takie rzeczy już wówczas umiano robić.

W kwestie rozparcelowywania podobieństw i możliwych źródeł zapożyczeń nie będę się tu szerzej wdawał, bo tym co jest najciekawsze, jest oddziaływanie na społeczność internautów. Gdyby chcieć stworzyć Internetowy Czynnik Wpływu (taki Net-IF), to najlepszym wskaźnikiem będzie nie liczba odtworzeń albo lajków, bo te można tanio nabijać odpowiednimi technikami, lecz ilość odwołań w rozmaitych miejscach a także ilość osób zaangażowanych w śledzenie zjawiska. Pod tym względem skala reakcji jest zaskakująco duża.
Wyszukiwarka podaje 748 tysięcy wyników dla "Poradnik Uśmiechu" i 828 tysięcy dla "Kraina Grzybów" z czego duża część to wyniki związane z dyskusjami na forach, natomiast liczba odtworzeń pierwszego filmu jest o połowę mniejsza; łącznie wszystkich na kanale jest nie tak dużo ponad milion. Dokładnie odwrotnie jest innymi, bardziej efemerycznymi zjawiskami - teledysk do piosenki Masłowskiej "Mister D. - Hajs" ma ponad 400 tysięcy wyświetleń, tyle co pierwszy odcinek PU. Wyszukiwarka daje jednak 26. tysięcy wyników dla tego tytułu, 4 tysiące dla "masłowska hajs", przy czym z pobieżnego przeglądu pierwszych pięciu stron wyników, większość to strony z tekstami, strony oferujące płytę, oferujące MP3 albo copypastowe recenzje. Jeszcze większy kontrast jest przy teledysku Mister D. X Anja Rubik "Chleb"  z 2,5 mln wyświetleń, i 38 tyś, wyników dla tego tytułu, przy czym większość dotyczyło komentarzy o tym, że wystąpiła tam Rubikowa a nie dyskusji o tym czy piosenka jest dobra.
Nie jest to może zbyt miarodajne porównanie, ale różnicę w poziomie wpływu zjawiska widać - o filmach Poradnika dużo się dyskutuje, o teledysku Masłowskiej mało, choć ma dobrą oglądalność. Te pierwsze mają więc większy wpływ na społeczność internautów niż ten drugi, który się ogląda ale już potem z oglądającym nie zostaje.

Ale jaki to jest wpływ? Poradnik Uśmiechu stał się zagadką, łamigłówką dla ciekawych dla której trudno znaleźć tylko jedno pasujące rozwiązanie.
Początkową koncepcją był Bad Trip. Film miał być przedstawieniem halucynacji po grzybkach i ostrzeżeniem przed narkomanią. To wciąż dobry trop, ale nie główny, szybko bowiem pojawił się wątek atomowy - Kraina Grzybów ma być Światem Wybuchających Bomb. Rzeczywiście wiele elementów filmu do tego nawiązuje, jak choćby to, że niektóre wmontowane fragmenty pochodzą z filmów o broni atomowej. Inna koncepcja mówi  grzechu - Teufel to diabeł, jabłko to symbol grzechu zapoczątkowanego ciekawością, a przecież to ciekawość wydaje się kierować dziewczynką drążącą jabłko na wylot, przez co automatycznie Kraina Grzybów to świat upadku, piekło rozkładu.
Te koncepcje oparte jeszcze jakoś na elementach samego filmu, nie wykluczają się i w zasadzie każda ma swoje prawdopodobieństwo, niemniej wielu one nie wystarczają.
Bardziej ekstrawaganckie interpretacje żerują na aktualnych lękach - Poradnik to zatem zapowiedź bliskiego konfliktu nuklearnego, zapewne związanego z Ukrainą, ewentualnie ujawnienie jakiegoś spisku. W sumie czekam już tylko na teorię o tym że film ma służyć do kontroli umysłu przez Iluminatów, poprzez podprogowy przekaz.
Osobną kwestią jest doszukiwanie się znaczenia dosłownie we wszystkim - śledząc dyskusje widzę, iż rozprawia się o znaczeniu zakłóceń obrazu, czy źródle wmontowanych obrazków, zaś ciągi skojarzeń bywają tak odległe, jak uznanie że Człowiek i Wiewiórka to Jądrowce, a klasyfikację tą wprowadził Linneusz, który pracował w Danii, a z Danii pochodzili naukowcy budujący bombę atomową.
Jeśli bardzo się chce, można znaleźć jakiś sens we wszystkim. Problem w tym, że filmy Krainy Uśmiechu bez wątpienia mają sens, ale nie koniecznie sensowne są wszystkie elementy. Ponieważ jednak podpowiedzi brak, nawet najbardziej fantastyczne dociekania nie zostają wykluczane. I być może to jest przyczyną sukcesu.

Tajemnica, o ile jest odpowiednio wieloznaczna i niedocieczona, staje się lustrem, w którym dostrzegamy to co chodzi nam po głowie. Może się to wydać wydumane, ale interpretacje i skojarzenia wokół KG mogą dużo powiedzieć o samych interpretujących. Przypomina mi to trochę rozmaite interpretacje książki Lema "Solaris", począwszy od mówiących że Ocean to nieświadomość a pojawienie się Key to rzutowanie lęków wywołanych obcą scenerią, poprzez doszukiwanie się w Oceanie płci kobiecej i uznanie wszystkiego za grę napięć seksualnych, aż po odkrycie że ocean to sowiecka Rosja a stacja to państwa satelitarne a powieść jest krytyką Komunizmu.
Czy zatem cała akcja jest jakimś eksperymentem psychologicznym? A może to po prostu próba skłonienia ludzi do myślenia?

Wpływ filmów widać też po tym, iż zaczynają się pojawiać naśladowcy, wrzucający luźno nawiązujące zagadki z trudnymi do ustalenia podpowiedziami. Zaczęła to zresztą sama Kraina za sprawą podpowiedzi wyświetlonej w jednym z filmów litera po literze w podpisach, jednak pomysł wyraźnie chwycił. Ludziom spodobały się zagadki, które zaczynają się w filmikach  a mają rozwiązanie gdzie indziej, szukanie tropów, podchody.
Oczywiście część tych naśladownictw to próby wzbudzenia popularności. Ktoś wrzuca gdzieś artykuł albo obrazek z intrygującym tytułem w rodzaju "Jak można lajków?" albo "Czy jabłko papieru?" i tylko czeka na setki ciekawskich chcących zobaczyć, czy to nowa zagadka. Albo są to po prostu żarty. Trudno żeby to się nie działo.
Ciekawe jest przy tym, że Poradniki nie stały się jeszcze źródłem memów, czy to obrazkowych czy to tekstowych. Zwykle gdy pojawia się zjawisko bardzo charakterystyczne i dziwne, wybrane momenty zaczynają krążyć w innym kontekście, tym razem przyczyną dla której obrazki z wiewiórką i podpisami jest chyba zbytnia dziwność. Cała sprawa jest bardziej niepokojąca niż śmieszna, zaś to, że jeszcze nie wiadomo o co w niej chodzi, przeszkadza w jej przyswojeniu i przetworzeniu.
W każdym bądź razie akcja stanowi majstersztyk - zupełnie minimalnymi kosztami zdołano pobudzić setki internautów do analizowania, rozważania, dyskutowania i komentowania. Dlaczego zaś Kraina Grzybów powstała, nadal nie wiadomo.

Jeszcze na koniec wytłumaczenie odnośnie tytułu - ponieważ w odcinku pierwszym pojawił się motyw papieru, który stał się motywem przewodnim drugiego, to zważywszy że w drugim filmie pojawił się motyw krowy, można domniemywać że będzie miało to znaczenie w trzecim odcinku, który jak sądzę istnieje.
Takie gdybanie.

czwartek, 15 maja 2014

1909 - Trąba powietrza pod Skarżyskiem

Dawno już nie pisałem o archiwalnych trąbach powietrznych, ale nadarza się właśnie dobra okazja:

Huragan W poniedziałek ubiegły w niektórych okolicach kraju szalał straszny huragan. Ucierpiały okolice Skarżyska a głownie Bliżyn. Wśród strasznych ciemności, które nagle zapanowały, przeszła tamtędy trąba powietrzna i spadł grad wielkości kurzego jajka. Wichura zerwała dach stalowni i obaliła komin. Następnie zniosła dachy z budynków szkoły, aresztu gminnego i wielu budynków i chat. W parku hr. Platera większośc starodrzewia runęła. W okalających Bliżyn lasach spustoszenie ogromne.

O sile huraganu może świadczyć fakt, że jadącego wózkiem żyda wichura uniosła z szosy i wraz z wozem i koniem rzuciła o kilkadziesiąt kroków. Nawałnica trwała zaledwie 3 minuty, ale te wystarczyły, by wyrządzić niewyobrażalne szkody(...)

[Głos Warszawski Czwartek 20 maja 1909 EBUW]


Czy rzeczywiście była to trąba? Artykuł jest tak napisany, że określenia tego używa zamiennie z wichurą i huraganem, więc trudno jednoznacznie określić, ale informacja o uniesieniu z drogi wozu wraz z koniem, stanowi dość silną przesłankę za tym, że trąba rzeczywiście nastąpiła.
W tej samej gazecie wspomina się jeszcze o jakiejś trąbie koło Grójca ale tam brak bliższych informacji.

piątek, 2 maja 2014

1873 - Żona upiorna

Historia jak z horroru:

Zabobon
Przyjaciel Ludu opowiada straszne zdarzenie. We wsi Sierosławiu w Prussach Zachodnich żyła sobie od lat dawnych para małżeńska w szczęściu i zgodzie. Przyszedł czas, że żona zmarła.
Jest tam zwyczaj, że zmarłym dają do trumny sieć, pieniądz, kamyczki i inne drobnostki. Tego nieboszczycy nie dano do trumny. Więc strach padł na wdowca, że jego nieboszczyca będzie musiała zostać upiorem, że będzie ludziom śmierć do domów wprowadzała. Że zaś w kilka dni później po pogrzebie umarła jedna z jej krewnych, więc strach był jeszcze większy.
Postanowił wtedy wdowiec pójść na cmentarz w troje, grób nieboszczycy odkopać i uciąć jej głowę, żeby przestała być upiorem. Jakoż poszli na cmentarz. Atoli gdy wieko podnieśli, nieboszczyca się podniosła; tak im się w oczach zdawało i wszyscy trzej uciekli. Zatrzymali się po drodze, powrócili raz jeszcze, ucięli głowę nieboszczycy, położyli ją przy stopach i grób zasypali. Sprawa się wydała i sąd zjechał na cmentarz, przekonać się o sprawie. Wdowiec nieujdzie może kary, chociać to zrobił przez zabobon.
[Gwiazdka Cieszyńska 21 czerwca 1873 SBC]
... albo jak z komedii.

czwartek, 24 kwietnia 2014

Biblijny paradoks

Do wpisu zainspirował mnie artykuł na innym blogu, a właściwie przypomniał mi o pewnej ciekawostce. Znów zajmę się tematyką biblijną, choć nie jest to główny temat bloga.

Jak być może kojarzycie, starożytni filozofowie lubowali się w logicznych paradoksach. Oprócz rozważań czy achilles prześcignie zółwia i czy strzała sie porusza, rozważali oni także paradoks kłamcy. W wersji klasycznej wywodzi się go od Epimenidesa, kreteńskiego mędrca i filozofa, postaci na pół legendarnej, który miał powiedzieć, że Kreteńczycy zawsze kłamią. Zwykle formułowano go w ten sposób: "Kreteńczyk Epimenides powiedział, że kreteńczycy zawsze kłamią" - paradoks powstaje gdy zaczynamy zastanawiać się czy mówiąc to, Epimenides mówił prawdę.

Jeśli była to prawda, to kreteńczycy kłamią. Ale sam był kreteńczykiem, więc nie mógł powiedzieć prawdy, więc kłamał. Ale jeśli kłamał w tej sprawie, że kreteńczycy kłamią, to znaczy że kreteńczycy mówią prawdę. Ale jeśli mówią prawdę, a on był kreteńczykiem... et cetera, ad absurdum.
Rozwiązaniem paradoksu jest zauważenie, że jeśli nieprawdą jest stwierdzenie, że kreteńczycy zawsze kłamią to nie musi to od razu oznaczać, że zdaniem prawdziwym jest, że zawsze mówią prawdę. To znaczy większy nacisk powinno się stawiać nie na kwestię, czy kłamią, lecz czy czynią to zawsze. Jeśli nie jest to rzecz oczywista, to zachodzi alternatywa - iż prawdą jest twierdzenie, że kreteńczycy nie zawsze kłamią.

Ale, ale - a co to ma wspólnego z Biblią?
To mało znana sprawa, ale paradoks kłamcy pojawia się w Nowym Testamencie, zaś forma w jakiej się pojawia sugeruje, że ktoś tu nie mówi prawdy.

Apostoł Paweł wysłał do Tytusa, biskupa z Krety, list upominający i doradzający w sprawie prowadzenia posługi, który dołączono do tekstu Nowego Testamentu. Przestrzega go i jego wiernych przed poganami i żydami, nakazując aby wybrał na prezbiterów tylko uczciwych, moralnych, nie skorych do pijaństwa ani chciwych ludzi. Przestrzega go przy tym:
12 Powiedział jeden z nich, ich własny wieszcz: "Kreteńczycy zawsze kłamcy, złe bestie, brzuchy leniwe".
Wzmacniając to stwierdzenie:
13 Świadectwo to jest zgodne z prawdą.
I tym samym zawiązując cykl paradoksu.

Autor listu powołał się na znany paradoks, lecz najwyraźniej nie rozumiał jego znaczenia, skoro uznał to za prawdziwą opinię. Wydaje się to dziwne zważywszy, że Paweł miał być człowiekiem wykształconym. Wsółcześni bibliści zwracają uwagę na dużą różnicę stylu listu i dwóch Listów do Tymoteusza w porównaniu z pozostałymi pismami, co sugeruje, że może on być całkiem innego autorstwa. Prawdopodobnie list jest rekonstrukcją na podstawie fragmentarycznych pism, ułożoną przez któregoś z uczniów, chcącego poszerzyć zbiór listów. Jednakowoż podpisał się on na początku jako apostoł Paweł, co prowadzi do pytania, czy list nie jest wobec tego fałszerstwem? <br>
Tradycja uznaje list za pismo natchnione, niezależnie od kwestii autorstwa. Natchnione, to jest zgodneze słowem bożym i nieomylne. Czy zatem nieomylny jest list także we fragmencie mówiącym, iż kreteński mędrzec powiedział, że kreteńczycy zawsze klamią? Ot paradoks...

wtorek, 22 kwietnia 2014

Mojżesz rogacz

Taka drobna ciekawostka o błędach w tłumaczeniu Biblii.

Pierwotne wersje Biblii były napisane w językach hebrajskim i aramejskim jednak dosyć wcześnie dokonywano przekładów na inne języki. Jeszcze przed Chrystusem Stary Testament przełożono na grekę, tworząc tak zwaną Septuagintę, nazwaną tak od liczby siedemdziesięciu tłumaczy jacy mieli pracować nad tekstem. W kolejnych wiekach pojawiały się następne przekłady o różnej doskonałości. W czasach po Chrystusie pojawiły się nowe święte księgi czasem tłumaczone, czasem nie. Różne tłumaczenia poszczególnych ksiąg podawały odmienne wersje tekstu, dlatego gdy już formować się zaczął Kościół w Rzymie, oczywiste stało się, że trzeba to jakoś uporządkować.

Z tego też powodu Hieronim ze Strydonu podjął się przetłumaczenia obu części na język łaciński, przy okazji poprawiając tekst i wyrzucając pomyłki kopistów. W przypadku Nowego Testamentu mógł się podpierać wcześniejszymi tłumaczeniami łacińskimi, w przypadku starego początkowo opierał się na wersji Greckiej aby sięgnąć ostatecznie po hebrajski oryginał. Przełożenie obu części zajęło mu ponad 20 lat, co jednak zważywszy na konieczność porównywania wielu wersji, korzystania z kilku języków czy nawet specjalnego nauczenia się Aramejskiego, było w tych dawnych niecyfrowych czasach niemałym osiągnięciem.
Tak też powstała Wulgata, która następnie na wiele wieków stała się podstawowym tekstem Biblii na którym swe nauczanie opierał Kościół. Tym samym błędy które jednak się w tym przekładzie pojawiły, były tym bardziej znaczące.

Najzabawniejszy ale zarazem bardzo charakterystyczny był błąd w opisie wyglądu Mojrzesza, w chwili gdy wracał od spotkania z Bogiem. Jak się w nim opisuje, gdy Mojrzesz wracał jego twarz była...

W tekście oryginalnym a więc hebrajskim użyto tu słowa KRN. Alfabet hebrajski w pierwotnej wersji nie zapisywał samogłosek, więc należało je sobie przy odczytywaniu podstawiać aby otrzymać właściwe słowo. Hieronim miał dwie możliwości - krn odczytane jako "karan" czyli "świecić, jaśnieć" lub jako "keren" czyli "róg". Z bliżej nieznanych powodów wybrał tą drugą opcję, i tak tekst opisywał, że "jego twarz była rogata".

Zabawne, co nie? Tylko co innego zauważyć że w tekście jest coś nie tak, a co innego podjąć się krytyki oficjalnej wersji świętej księgi. Wersja z rogami funkcjonowała całe wieki i oddziaływała na sztukę:


Na tej XIV wiecznej rzeźbie wygląda jak diabeł:
Takie stare wizerunki do dziś są powodem pomyłek zdumionych obserwatorów, dziwiących się do wizerunek diabła robi na rozmaitych obrazach. Ten Mojżesz z kaplicy w Rosslyn bywał już interpretowany jako babiloński demon:

Stopniowo jednak badacze pisma coraz bardziej uświadamiali sobie naturę tej omyłki, dlatego w miarę upływu czasu rogi na głowie coraz mniej były rogami a bardziej przypominały coś innego. Te na głowie rzeźby Michała Anioła można w niewiedzy wziąć za kudły:
W 1561 roku świadomy licznych błędów, pomyłek kopistów i późnych wstawek papież Sykstus V zarządził przygotowanie wersji poprawionej na podstawie porównania ze starymi wersjami. Wydanie to zawierało jednak nowe błędy, wynikłe z pośpiechu i pomyłek drukarzy, toteż w 1592 roku zastąpiono je Wulgatą Klementyńską. Przy okazji poprawiono cześć najbardziej oczywistych pomyłek i rzeczywiście od tego czasu wizerunki Mojżesza zmieniły postać - na tym obrazie z 1634 roku:
Mojżesz zarazem ma rogi i nie ma ich - z jego twarzy strzelają promienie światła, zgodnie z nową frazą "jego twarz była promienna" zarazem jednak strzelają one w formie dwóch promieni, tworząc tym samym rogi świetliste. Był to interesujący kompromis między błędną tradycją a poprawną nowoczesnością.

Do tego tradycyjnego atrybutu nawiązuje żartobliwy "rachunek rzemieślnika" żądającego zapłaty za przyprawianie rogów:
Rachunek jest raczej żartem, ale opartym na pewnych podstawach - oprócz tych rogów prawdziwe są też "trzy dziewice św. Mikołaja", bo wedle legendy dobrym uczynkiem Mikołaja z Myry było obdarowanie trzech córek biednego kupca, który nie mając dla nich na posag wysłał je na ulicę aby szukały sponsorów. A co do reszty - zakurzone figury trzeba było co jakiś czas ochędorzyć, to jest wyczyścić. I od tyłu i od przodu.