Pokazywanie postów oznaczonych etykietą reklamy. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą reklamy. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 25 stycznia 2015

O co plakacistom chodziło

Nie sądziłem że będę na tym blogu coś recenzował, ponieważ jednak z założenia tematycznie się tu nie ograniczam a te dwie rzeczy wpadły mi akurat w oko, to trudno.

Plakaty filmowe.
Każdy wie jak wyglądają plakaty filmowe - najważniejsze atuty filmu zgrupowane w jakąś ładną kompozycję, wybieraną zwykle spośród kilku popularnych szablonów. W założeniu jednak plakat ma przenosić pewną podstawową informację - odpowiadać na pytanie "Film? O czym?", ma sugerować jaki jest jego klimat i czego się po nim spodziewać. Jednak gdy zobaczyłem te dwa plakaty, wpadłem w konfuzję. Doskonale wiedziałem o co plakacistom chodziło, i cały problem polegał na tym, że akurat nie był to film.

Carte Blanche
Oparta na prawdziwym zdarzeniu historia nauczyciela z Lublina, który zaczyna tracić wzrok. Bojąc się utraty pracy zaczyna udawać że widzi i postanawia wytrwać w tym udawaniu do momentu, gdy prowadzona przez niego klasa dotrwa do matury. Krzepiąca opowieść o ambicjach i lękach, odniesienia do wizerunku nauczyciela-pasjonata, jakieś tam kwestie obyczajowe w tle. I taki film jest promowany przy pomocy plakatu, który sugeruje przypadkowemu przechodniowi, że jest to film o czymś całkiem innym:

To film o Chyrze!

Nie dość, że głównym elementem jest roześmiany Chyra, zupełnie jakby chodziło o jakąś komedię, to jeszcze na wszelki wypadek gdyby przechodzeń nie skojarzył twarzy usłużny plakacista podpowiedział nazwisko literkami na tablicy. I ta tablica z literkami jest jedynym elementem odwołującym się do fabuły (żenujące hasło reklamujące film o człowieku tracącym wzrok "Nie widzę inaczej!" pomijam). Nad tytułem mamy dodatkowo opis "prawdziwa historia niezwykłego człowieka" przez co osoba która nie słyszała wcześniej nic o filmie może autentycznie pomyśleć, że to film biograficzny o Chyrze.

Takie skupienie się na jednym elemencie budzi zresztą wątpliwość co do jakości filmu - jeśli uznano że nazwisko aktora jest jedynym elementem zasługującym na wyróżnienie, to co z resztą?
Przypomina mi się zresztą afera jaką wywołały plakaty filmu "12 lat w niewoli" opowiadającego o udrękach czarnoskórych zmuszanych do niewolnictwa, który to film był reklamowany we Włoszech w taki oto sposób:
alternatywnie:

Ponownie pokazując że pokazanie wielkiej gęby znanych i co ważniejsze białych aktorów zostało uznane za najważniejszy element promocji najwyraźniej fabułę opowiadająca o niewolnictwie czarnych uznając za sprawę drugorzędną.



400 tysięcy w Paryżu
W przypadku filmu Allena, przechodząc obok kina i spoglądając z odległości kilku metrów na ten plakat:
autentycznie sądziłem, że jego tytuł to "400 000". Gdybym nie podszedł, myślałbym pewnie że to film o aukcjach drogich obrazów. Rozsądny plakacista uwydatniłby raczej elementy "komedia romantyczna" i "Woody Allen", tymczasem najważniejszym elementem okazała się informacja o oglądalności.

ps.
Nie chciał bym wyjść na narzekacza, bo argument "Zrobił bym w lepsze w Paincie" jest taki właśnie typowo onetowo-bucowski, ale posługując się rzeczonym programem zmajstrowałem coś, co pokazuje jak wyobrażałbym sobie plakat pierwszego filmu:

wtorek, 2 lipca 2013

Tajemnicze wyniki w statystykach bloga

Powiedzmy, że sytuacja wygląda tak - autor niespecjalnie popularnego bloga jak co dzień zagląda na swoją stronę i przegląda statystyki wejść. I oto ze zdumieniem stwierdza, że nagle pojawiło mu się kilkadziesiąt wejść z jakiejś zagranicznej strony. Myśli sobie: "kurczę, chyba mnie ktoś polecił" - więc oczywiście chcąc sprawdzić co to za miejsce, klika na adres. Ale otwiera mu się jakaś reklama. Klika ponownie, i znów zamiast anglojęzycznej strony, na której polecono jego bloga, wyskakuje coś w rodzaju ofert sprzedaży taniej viagry.
Dziwne.
Ale wejścia z tajemniczej strony nadal narastają, jest ich 100, czy 200 w ciągu kilku dni, ale kolejne próby dowiedzenia się, co to za strona, spełzają na niczym. Co też to za przedziwny proces? A no Referer spam - spam w odwołaniach.

Spamerzy już dawno zorientowali się, że ludzie nie nabierają się na emaile o tytule "odp: Kasia" a przynajmniej nie tak masowo, i zaczęli szukać nowych metod nabijania w butelkę. Znana z pewnością każdemu blogerowi ciekawość, podszyta zresztą łatką ambicjonizmu, czy, skąd i dlaczego nie częściej ludzie wchodzą na bloga, została tu wykorzystana.
Spamerzy sztucznie generują połączenia z wybranym blogiem, wiedząc że link propagowanej strony pojawi się w statystykach bloga, a zaciekawiony bloger kliknie, jesli nie raz to więcej. I w ten sposób generują ruch.
W większości przypadków takie działania nie wpływają negatywnie na działanie bloga, najwyżej przez kilka dni sfałszują statystyki, czasem jednak ataki mogą przejść w publikowanie setek anonimowych komentarzy, zawierających linki, co zdecydowanie zaśmieca stronę. W tym przypadku spamerom chodzi o to, aby wyszukiwarki wykrywały linki w  komentarzach i ustawiały spamujące strony w lepszych miejscach.

Co z tym zrobić? W zasadzie na bloggerze użytkownik nie ma zbyt wiele do zrobienia, nie mając dostępu do plików na serwerze. W przypadku innych platform, zwykle pomaga dodanie odpowiedniego kodu do plików htacces, przykłady takich kodów znajdziecie na tej stronie, jednak nadal mogą pojawiać się ataki z całkiem nowych domen. Najlepiej po prostu nie klikać na takie podejrzane linki, i nie zwiększać aktywności spamerów.
Walka ze spamem w komentarzach jest trudniejsza. Ponieważ zwykle tego typu komentarze są dodawane w opcji "gość", najprościej jest zmienić ustawienia i nie pozwalać komentować gościom. To jednak oznacza utratę dużej ilości komentujących. Można więc zamiast tego dodać różne metody weryfikacji, te bywają jednak uciążliwe i wręcz odstraszające (choć spotykam się też z zabawnymi, typu "przeciągnij na pole dużą rzepę" przy obrazku grządki z rzodkiewką, porem, selerem i rzepą). Jeśli atakowany jest konkretny post, można wyłączyć możliwość komentowania tego konkretnego posta w opcjach.
Niektórzy stosują zamiast wbudowanego, inne systemu postowania, na przykład Google+ lub Disqus, jednak i te są kłopotliwe. Ostatnio w Google+ niemożliwe stało się komentowanie bez zakładania konta na tym portalu, co na przykład mi odcięło możliwość komentowania paru blogow; z kolei Disqus w przypadku komentowania jako gość, wpisany w jednym miejscu zestaw login+email zapisuje, i gdy próbujemy tak komentować w innym miejscu, pokazuje się informacja, że takie konto już istnieje. Omijam to, za każdym razem wpisując inny, zmyślony adres.
Można też dodać opcję komentarzy przez Facebooka, ale nie każdy ma tam konto i nie zawsze chce komentować pod własnym nazwiskiem.

Jednym ze sposobów walki ze spamem w komentarzach, jest też dodanie do metatagów strony, tagu  <name rel="nofollow">, z wpisaną domeną do której najczęściej linkują spamerzy. Wyszukiwarka wówczas nie widzi linków do tej domeny, spamer nie stwierdza ruchu z naszego bloga i w zasadzie powinno go to zniechęcać do dalszego spamowania u nas, więcej informacji tutaj.

Sam miałem tak dwa miesiące temu - w dwa dni statystyki pokazały 300 wejść ze strony tentopblogstories.com, ale gdy stwierdziłem, że otwierają mi się jakieś reklamy, wpisałem domenę w wyszukiwarkę i dowiedziałem się w czym rzecz. Dlatego gdy po tygodniu identyczny numer pojawił się na drugim blogu, już nie klikałem na link.W tym tygodniu pojawił się adres: kmzackblogger.com, i thetaoofbadas.com też nie klikajcie. Ze spamem w komentarzach nie miałem dotychczas problemu, więc to wszystko o czym piszę jak dotychczas jedynie wyczytałem na różnych mądrych stronach.