Pokazywanie postów oznaczonych etykietą językowe. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą językowe. Pokaż wszystkie posty

środa, 27 lipca 2016

Wymyślone ADHD

Z pewnością wielu z was słysząc o rozmaitych problemach wychowawczych u współczesnych dzieci, spotkało się z poglądem, że wiele diagnoz dysleksji czy ADHD zostało wymuszonych przez rodziców, pragnących aby ich pociechy miały łatwiej dziki jakiemuś upośledzeniu w papierach. A nawet mogła do was dojść skandaliczna informacja, że takiej choroby jak ADHD nie ma i przyznał to lekarz który ją wymyślił. I problem w tym, że to ostatnie to nie prawda.

Cała ta historia przypomina trochę zabawę w głuchy telefon. Zaczęło się w roku 2012 od artykułu z niemieckiej gazety Der Spiegiel, dotyczącego rosnącej ilości przypadków zaburzeń psychicznych. Artykuł zauważał, że część tego wzrostu może wynikać bardziej ze wzrostu ilości błędnych diagnoz i jako przykład podał ADHD. W artykule zacytowano fragment ostatniego przed śmiercią w 2009 roku wywiadu z Leonem Eisenburgiem, uważanego za jednego z najważniejszych twórców pojęcia nadpobudliwości, w którym mówi on właśnie o tym zbyt częstym diagnozowaniu i przestrzega przed traktowaniem leków jako prostego rozwiązania. Artykuł oczywiście ukazał się w języku niemieckim i wówczas nie wywołał żadnych kontrowersji. Rok później wybuchła afera. Amerykańskie portale podchwyciły fragment wywiadu, w którym miał stwierdzić, że to była choroba zmyślona przez lekarzy. Przy czym oczywiście amerykanie nie cytowali wywiadu po niemiecku lecz w wersji przetłumaczonej.

W oryginalnym wywiadzie pada zdanie:
" ADHD ist ein Paradebeispiel für eine fabrizierte Erkrankung"[1]
czyli "ADHD jest najlepszym przykładem ... choroby". Jakiej?
Użyte słowo "Fabrizierte" ma dwa znaczenia. Może chodzić o "fabrykowanie" czyli zmyślanie, fałszowanie. Ale zdecydowanie częściej chodzi o "produkowanie". Ponieważ było to mówione w kontekście wzrostu ilości nowych diagnoz, łatwo domyśleć się, że chodziło mu o "produkowanie diagnoz". Był to w istocie przytyk w stronę kolegów po fachu, którzy wystawiają takie zaświadczenia zdecydowanie zbyt dużej ilości dzieci.
W dalszej części artykułu cytuje się opinię Eisenburga o tym, że zrzucenie całej winy za powstawanie nadpobudliwości na geny, jest błędem bo zwalnia rodziców z dalszych działań wychowawczych. Jego zdaniem powinno się zwrócić większą uwagę na wpływy środowiskowe i rozpoznanie psychospołecznych przyczyn zaburzeń behawioralnych, na przykład zbadanie czy nie ma aby jakiś problemów w rodzinie. To jednak jest trudniejsze i trochę trwa, dlatego lekarze wybierają prostsze rozwiązanie - przepisać coś na uspokojenie i nie wnikać.

Oczywiście nie trudno dostrzec, że gdyby miał dręczony wyrzutami tuż przed śmiercią wyznać, że chorobę wymyślił i że nie istnieje, to nie dodawałby potem, że teraz trzeba się skupić na środowiskowych i wychowawczych przyczynach tejże choroby.

Jednak podczas tłumaczenia na angielski nie przytoczono wszystkich wypowiedzi lekarza. Artykuły które podchwyciły temat cytowały wyłącznie to jedno zdanie o produkcji diagnoz, decydując się na użycie drugiego znaczenia słowa "fabrizierte", przez co w świat zdanie poszło w wersji
"ADHD to wymyślona choroba"
 Od tego czasu cytat ten jest chętnie cytowany przez różne strony i osoby niechętne medycynie, jako dowód naukowych oszustw. I mogą to robić bezkarnie, bo przecież nikomu się nie będzie chciało sprawdzić, co nie?

--------.
Źródła:
[1]  http://www.spiegel.de/spiegel/print/d-83865282.html - nie udało mi się natomiast znaleźć tego ostatniego wywiadu który jest w artykule tylko cytowany. Powinien był się ukazać na początku 2009 roku

czwartek, 12 maja 2016

50 nazw śniegu?

Wśród popularnych mitów, przekazywanych z ust do ust faktoidów i ciekawostek, zaszczytne miejsce zajmuje przekonanie o niesamowitej ilości słów określających różne rodzaje śniegu u Eskimosów. Zwykle służy do uwypuklenia różnic kulturowych lub do potępienia współczesnego Europejczyka, który oderwał się od rytmu przyrody i jego ubogość duchową ma unaoczniać porównanie "eskimosi mają X słów na określenie śniegu a my tylko jedno - jak to o nas świadczy?".


Ile wynosi to X to już zależy od źródła, na zachodzie w krajach anglojęzycznych utrwaliła się formuła z 50 słowami, w polskim internecie panuje duża dowolność; jest mowa o 40-50 ale bardzo popularna jest wersja ze 100 słowami a niektóre portale chcące olśnić czytelnika piszą o 250-400 słowach.

Mit ten jest bardzo stary. Jego początki można znaleźć w pracy Franza Boasa na temat Inuitów z roku 1911. Zauważa on tam, że warunki lokalne mają duży wpływ na język i dla przykładu podaje, że Inuici mają trzy słowa na określenie śniegu: aput czyli śnieg na ziemi, quana czyli śnieg padający i piqsirpoq czyli śnieg zwiewany oraz qimuqsuq czyli zaspa  - a Anglicy tylko jedno.
Pogląd ten został zacytowany w popularnym artykule Benjamina Whorofa z 1940 roku w wersji, że Eskimosi mają wiele określeń odmian śniegu, z czego podał 7 ale nie podał tych słów tylko co miały znaczyć. Nie precyzyjne określenie "wiele słów" zaowocowało tym, że kolejni autorzy opisujący to przekonanie podawali coraz większe liczby aż w latach 70. utrwaliła się wersja z 50 słowami, choć czasem pojawiała się liczba 100 słów.[1]

Warto zauważyć, że w tym przekonaniu czają się pewne ukryte założenia - pierwsze, że istnieje jeden język eskimoski, a drugie że chodzi o takie słowa jak w znanych nam językach, zaś kolejne to założenie, że chodzi o nazwy rodzajów śniegu. Tymczasem po pierwsze wyróżnia się pewną ilość języków eskimo-aleuckich i liczne lokalne dialekty. Jeśli brać znaczące to samo ale różniące się między sobą słowa z poszczególnych języków, to rzeczywiście otrzymamy poważną ilość, ale to trochę tak jakby mówić o języku "słowiańskim" i na dowód zróżnicowanej leksyki zbierać do kupy słowa z języków polskiego, czeskiego, białoruskiego etc.

Problemem jest też założenie, że odnalezione różne wyrazy są różnymi słowami. W odróżnieniu od języka angielskiego języki eskimoskie są aglutynacyjne, a więc posiadają pewną liczbę rdzeni do których dodaje się końcówki, przedrostki, przyrostki oraz często łączy się rdzenie tworząc wyraz, zastępujący szersze wyrażenie. W efekcie otrzymujemy pozornie odmienne "słowa" będące właściwie gramatycznymi formami rzeczowników i czasowników, czasem ich złożeniami.
Ślad takiej cechy widać zresztą w języku polskim, charakteryzującym się silną fleksją. Odmiana czasownika wygląda tak, że w słowie zawiera się temat, do którego dodaje się końcówki, a czasem następuje też rozszerzenie tematu (temat+ końcówka traktowany jak osobny temat, do którego dodaje się nową końcówkę). Takim aglutującym przypadkiem może być "widziałybyśmy" - temat "widzia" z cechą czasu przeszłego "ł" i końcówką określająca rodzaj żeński "y" tworzą temat rozszerzony "widziały" który może funkcjonować jak osobne słowo; do tego partykuła określająca tryb niedokonany "by" i końcówka osobowa "śmy" precyzująca, że dana osoba mówi o więcej jak jednej osobie, ale w tym o sobie. Taka wersja czasownika zastępuje równoważne stwierdzenie "my byśmy widziały".[2]

W językach eskimoskich zlepianie może zachodzić jeszcze dalej, tak że tworzone wyrazy łączą w sobie wiele rdzeni i stają się równoważne dłuższym wyrażeniom. Wyraz "Pariliarumaniralauqsimanngittunga" to w rzeczywistości jedno zdanie, znaczące "Nigdy nie powiedziałem, że chcę jechać do Paryża"[3] Na podobnej zasadzie tworzone są wyrazy będące opisami form lub zjawisk związanych jakoś ze śniegiem czy lodem. Mieszkańcy wschodniej Grenlandii używają jednego słowa "siku" aby nazwać lód na morzu. Słowo to jest używane potem we wszystkich określeniach typu "lód jaki" zapisywanych zgodnie z gramatyką jako jeden wyraz. Cienki lód to "sikuaqu", topniejący lód to "sikurluk", pak lodowy to "sikursuit".
Oznacza to zatem, że liczba eskimoskich słów zależy od tego co uznamy za słowo.

Kolejny problem to zakładanie, że nazwy dotyczą śniegu jako takiego, a nie form jakie on przybiera. W języku polskim istnieje dużo słów na określenie form śniegowych i lodowych, inną formą jest zaspa, inną nawis, inną półka śnieżna, inną deska śniegowa; czym innym jest zawieja, czym innym zamieć, czym innym lawina. trudno jednak wliczać te słowa jako "nazwy różnych rodzajów śniegu" bo nie różnicują one materiału wedle jego właściwości tylko wedle miejsca i postaci występowania, a w przypadku zjawisk także wedle sposobu zachowania. Wyliczane przez słowniki i cytowane w niektórych powtarzających mit artykułach dziesiątki eskimoskich słów śniegopochodnych to zatem w większości złożenia, nazwy form śnieżnych, formy gramatyczne i nazwy zjawisk śnieżnych.

Mit ten od samego początku funkcjonuje w formie, która przeciwstawia eskimoskiej wielości angielską ubogość. Już pierwszy autor mówiący o trzech słowach na określenie śniegu, twierdził że w języku angielskim funkcjonuje tylko jedno słowo "snow" i dowodzi to wpływu warunków lokalnych na język. W rzeczywistości w języku angielskim znaleźć można wiele słów na określenie różnych rodzajów śniegu. Forma podstawowa to "snow"; deszcz ze śniegiem to "sleet" (zwłaszcza w odmianie australijskiej i kanadyjskiej), suchy zgranulowany śnieg to "corn", ziarnisty ale świeży śnieg, który przeszedł nadtopienie i przemarznięcie to "névé ", który po przetrwaniu sezonu tworzy utrzymujący się w górach bardziej zbity "firn". Błoto śniegowe to "slush". Brudny, nadtopniały śnieg, zwłaszcza miejski to "snirt". [4]
Podobny mit funkcjonuje na temat słowa "miłość" które ponoć ma wiele odmian w języku greckim (słyszałem też wersję z francuskim) a ponoć tylko jedną w angielskim, co ponoć ma odzwierciedlać jak mało romantyczni są anglofoni.

A jak rzecz wygląda w języku polskim? Ze względu na klimat mamy do czynienia ze śniegiem wystarczająco często, aby powstały dla niego różne określenia. Jedną z prób podsumowania polskich nazw śniegu jest praca Joanny Szadury, którą będę tu cytował, wybierając pojedyncze słowa [5].

Powszechnie znanych jest kilka nazw opadów śnieżnych lub rodzajów pokrywy śnieżnej (niezależnie od nazw form ukształtowanych ze śniegu). Podstawowa to po prostu śnieg, opad atmosferyczny w formie drobnych kryształków lodu i ich nie zbitych skupień. Ale śnieg może padać w różnych formach - w formie pojedynczych lub częściowo zlepionych ale płaskich cząstek jest nazywany płatkami; drobne białe kulki o porowatym wnętrzu, odbijające się od podłoża to krupa (czyli kasza).
Śnieg świeżo spadły, bardzo miękki i napowietrzony to puch, puchem lub puszkami nazywane są też bardzo miękkie spadające płatki.
Jeśli chodzi o rodzaje pokrywy śnieżnej, poza świeżo spadłym puchem, znany jest jeszcze firn to jest śnieg zleżały, częściowo nadtopiony i złożony z małych nie połączonych grudek, narciarze i taternicy mówią też o gipsie czyli zleżałym, twardym, suchym śniegu, zaś pokrywa z twardą, częściowo zlodowaciałą warstwą na powierzchni to szreń. Przypadkiem na granicy między formą śniegu a formą lodową jest lepa, czyli warstwa śniegu który spadł do wody i nie roztopił się ani nie zamarzł (tej nazwy Szadura nie wymienia).
Myśliwi dodatkowo wyróżniają ponowę to jest warstwę śniegu świeżo spadłego, gładkiego, na której dobrze odciskają się tropy zwierzyny.
Pozostałe pospolite nazwy to określenia złożone z dwóch lub trzech słów, na zasadzie "śnieg x-owy" lub "y śnieżny", na przykład "czerwony śnieg", "śnieg zleżały", "śnieg suchy" "zaspa śnieżna" itp.

Oprócz tych pospolitych, często spotykanych, wyróżniono też słowa pochodzące z gwar i dialektów języka polskiego*. Tak jak posługujący się mitem o 50 słowach traktują języki eskimoskie jako całość, tak też i my możemy uznać, że nazwy z poszczególnych regionów są słowami przynależnymi ogółem do języka polskiego. A wówczas, gdyby je dokładnie policzyć, okazałoby się że jest ich również całkiem sporo. Wymienię tylko te które są pojedynczymi słowami:

- mąknisko, piarzëdło, polatawa, przëpruszka, miałczëzna - sypki, drobny, suchy śnieg
-  pióra, fledry, szatory (czyli szmaty), szwatoły, flafory, flachcie, fafeły (czyli kudły włosów), lopy, bałwany, chochoły, baby - lepkie płaty padającego śniegu
- żelãzniãk, mrozicha - zlodowaciały, twardy śnieg
- macz, mokrawa, trzap, ćpa, plusk, pluskotnica, brëzy, gizdraga - mokry, rozpryskujący się śnieg padający z deszczem
- chlapa, chlapanina, chlapaczka, chlaptaczka, chlaptula, szląp, cap, cziaplecka, czaplec, mitka - mokry, topniejący śnieg
- przypirsek - pierwszy śnieg

Jak widać jest tego sporo. Wraz z wymienionymi wcześniej nazwami ogólnymi mamy tutaj 46 słów na określenie samego tylko śniegu, gdyby dodać jeszcze rzadsze określenia narciarskie, typu "boraks" czy "sztruks" (śnieg ubity ratrakiem) doszlibyśmy do 50. W większości są to synonimy, czyli różne słowa na określenie tego samego. 
-----------------
* Szadura cytuje dużo nazw kaszubskich, przy czym jedni językoznawcy uznają kaszubski za język zbliżony do polskiego a inni za dialekt. 

[1] http://users.utu.fi/freder/Pullum-Eskimo-VocabHoax.pdf
[2]  http://free.of.pl/g/grzegorj/gram/koniugp.html
[3]  https://pl.wikipedia.org/wiki/Inuktitut
[4] https://en.wikipedia.org/wiki/Types_of_snow
[5] Joanna Szadura, Sposoby nazywania przedmiotu jako narzędzie profilowania jego wyobrażenia bazowego,  Etnolingwistyka (27) 2015, s. 129-145 (PDF)

poniedziałek, 22 czerwca 2015

Angielskie rymowanki

Pomysł tego wpisu wziął się z prób zrozumienia co też miała na myśli Agatha Christie w swojej książce "Pierwsze, drugie - zapnij mi obuwie".

Autorka stosunkowo często wplatała w treść książek rymowanki dziecięce, czasem nadając im makabryczny charakter (zwłaszcza w "Dziesięcioro Murzyniątek" i "Kieszeń pełna żyta") czasem posługując się nimi jako wskazówkami, a czasem jedynie komentując nimi pewne ogólne wrażenia jakie chciała zawrzeć w książce.
W tym konkretnym przypadku dopasowanie wierszyka do fabuły o morderstwie pewnego dentysty wypadło nader mizernie, zaś sam wiersz brzmi zupełnie niezrozumiale:

Pierwsze, drugie - zapnij mi obuwie;
Trzecie, czwarte - zamknij drzwi otwarte;
Piąte, szóste - dobierz patyczki proste;
Siódme, ósme - ułóż je prosto;
Dziewiąte, dziesiąte - kura tłusta na zachętę;
Jedenaste, dwunaste - pułapki przepastne;
Trzynaste, czternaste - dziewczyny zalecają się;
Piętnaste, szesnaste - kucharki ciekawskie;
Siedemnaste, osiemnaste - dziewczyny przyjazne;
Dziewiętnaste, dwudzieste - moje talerze są puste.
 (tłum. Tadeusz Jan Dehnel)[1]
 Wierszyk jest w Anglii takim klasykiem, jak co najmniej Lokomotywa u nas. Bywał już śpiewany i na różne sposoby przerabiany. W wersji oryginalnej stanowi rymowankę mającą pomóc zapamiętać kolejność liczb od 1 do 20:

One two buckle my shoe
Three, four, shut at the door
Five, six, pick up sticks
Seven, eight, lay them straight
Nine, ten, a big fat hen
Eleven, twelve, dig and delve
Thirteen, fourteen, maids a-courting
Fifteen, sixteen, maids in the kitchen
Seventeen, eighteen, maids in waiting
Nineteen, twenty, my plate's empty
 Zarazem jednak ma też ciekawą historię i pewien rzeczywisty sens.

Rymowanka znana jest już od XIX wieku, pierwsza wersja została opublikowana w roku 1805 w zbiorze Songs of Nursery (czyli Pieśni dla przedszkolaków) wydanym w Londynie, prawdopodobnie został oparty na jakichś starszych wyliczankach.

Jeśli chodzi o sens, to wierszyk miał się odnosić do pewnych czynności wykonywanych przez pracowników, rzemieślników czy służących, w kolejności od początku dnia do obiadu.[2] Pierwsze dwa wersy:
 One two buckle my shoe - zapnij mi buty
Three, four, shut at the door -
zatrzaśnij drzwi

To początek dnia. Każdy kto wstaje do pracy, musi się ubrać, wzuć buty (a jeśli ma buty zapinane na klamerki, to także musi je zapiąć), a potem wyjść z domu zamykając drzwi.

Kolejne trzy odnoszą się zapewne do pracy koronczarki. W jednym z typów, nazywanym koronczarstwem klockowym, tka się wzór przeplatając grupy nici nawiniętych na długie szpulki, nazywane klockami. Grupy szpulek przekłada się splatając nici w założony wzór. Już utworzony kawałek przypina się szpilką do okrągłej poduszki, nazywanej "tłustą kurą", na którą nałożony jest podkład z narysowanym wzorem. Dzięki temu tworzy się bardzo zwiewna koronka. O tym też mówią kolejne wersy:
Five, six, pick up sticks - ułóż patyczki
Seven, eight, lay them straight -
postaw je prosto
Nine, ten, a big fat hen -
wielka tłusta kura

Następny wers:
Eleven, twelve, dig and delve - kopać i grzebać

Zapewne miał się odnosić do pracy ogrodnika

Kolejne dotyczą pokojówek:
Thirteen, fourteen, maids a-courting - pokojówki zalecają się (kokietują, uwodzą))
Fifteen, sixteen, maids in the kitchen -
pokojówki w kuchni
Seventeen, eighteen, maids in waiting -
pokojówki w oczekiwaniu (pewnie czekają w tej kuchni na danie do zaniesienia)


Ostatnie nawiązuje do wątku czekania na służące z daniem:
Nineteen, twenty, my plate's empty - mój talerz jest pusty.

Między wersjami są lekkie różnice - w najwcześniejszej z 1805 ostatni wers brzmiał "mój żołądek jest pusty" ale chyba ktoś uznał "stomach" za słowo za trudne dla dzieci i w wersji z 1810 pojawia się wersja "mój Dzwon jest pusty" (czyli mój brzuch jest pusty). W tej pierwszej na danie w kuchni czeka tylko jedna pokojówka, która w dodatku jest całowana, zaś zamiast kopania i grzebania jest tylko "draw a courtain"[3] co znaczyło tyle co "odsłonić zasłony".[4]

Znając tą interpretację i ogólny sens kolejnych wersów, mogłem więc wymyślić wersję która lepiej oddaje znaczenie, i jak sądzę chyba lepiej brzmi:
 "Pierwsza, druga - zawiąż buta
Trzecia, czwarta - otwórz warsztat
Piąta, szósta - klocki ustaw
siódma, ósma - szpulkę trzymaj
Dziewiąte, dziesiąte - przypnij tu wątek
Jedenaste, dwunaste - strzyż krzewy liściaste
Trzynaste, czternaste - panny falbaniaste
I piętnaste i szesnaste - kucharz piecze tackę ciastek
Siedemnaste, osiemnaste - pokojówka czeka na stek
Dziewiętnaste i dwudzieste - danie nie gotowe jeszcze" 

Niektóre fragmenty można by lepiej oddać, na przykład
Pierwszy, drugi - zawiąż bucik
Trzeci, czwarty - sklep otwarty
ale bez wprowadzania dużych zmian trudno dopasować jedną formę liczebnika aby ułożyć wszystkie wersy.

Inną słynną rymowanką użytą przez Agathę Christie, jest "Hickory, Dickory, Dock", co w polskim tłumaczeniu zastąpiono inną polską rymowanką "Entliczek, pentliczek".
Wersja angielska:
Hickory dickory dock
The mouse ran up the clock
The clock struck one
The mouse ran down
Hickory dickory dock
Jest bardzo typową rymowanką, gdzie rytm jest podkreślony przez użycie dziwnych słów, dobranych lub przekształconych aby pasowały do tego rytmu. Brzmienie pierwszego wersu ma naśladować brzmienie zegara, zapewne szafkowego z wahadłem. Słowo "hickory" to pochodząca z języka pewnego plemienia Indian nazwa Orzesznika, pospolitego drzewa rosnącego w Ameryce, zaś "dock" to dok portowy, ale też określenie szczawiu. Stąd przypuszczenie, że wierszyk mógł powstać pierwotnie w Ameryce[5]. Jednak podobieństwo słów jest zapewne zbiegiem okoliczności, bo w wielu starszych wersjach użyto nieco innych wyrazów.
Po raz pierwszy wierszyk opublikowano w 1744 roku w Londynie w zbiorze Tommy Thumb's Pretty Song Book ( "Ładne pieśni Tomcia Palucha"), tam pierwszy wers brzmiał "Hickere Dickere Dock"; wersja ze zbioru Mother Goose's Songs z 1765 brzmiała "Dickery, Dickery Dock".

W tej sytuacji zastąpienie wierszyka polskim Entliczkiem-Pentliczkiem jest bardzo trafne, bo także jest to wyliczanka ze zniekształconymi wyrazami. Nie znalazłem dokładnych informacji o historii czy pierwszym pojawieniu się - jedna strona podaje wersję w której pojawia się Jan Kapistran, słynny kaznodzieja i inkwizytor, który w XVI wieku doprowadził na Śląsku do wielu procesów o czary[6]. Nie wiem jednak czy wywodzenie stąd, że wierszyk pochodzi z tamtych czasów i wywodzi się z tamtych wydarzeń jest trafne - ja mam nieco wątpliwości. Fraza "pana Jana Kapistrana" brzmi tak rymowankowo, że mogła znaleźć się w wierszyku dużo później. Zwłaszcza, że równie popularną wersją jest ta z "czerwonym guziczkiem".
------------
[1]  http://www.agathachristie.pl/motto.html
[2] http://www.rhymes.org.uk/one_two_buckle_my_shoe.htm
[3]  https://en.wikipedia.org/wiki/One,_Two,_Buckle_My_Shoe
[4]  http://dictionary.reference.com/browse/draw+the+curtain
[5] http://www.rhymes.org.uk/hickory_dickory_dock.htm
[6]  http://www.katostwo-nyskie.pl/index.php?page=ciekawe/entliczek

poniedziałek, 16 czerwca 2014

Dlaczego Kubuś jest Puchatkiem?

Dlaczego Kubuś jest Puchatkiem? Bo jest puszysty? (a puszysty bo je za dużo słodyczy?).

Nie, pan Kubuś o bardzo małym rozumku jest Puchatkiem i Kubusiem, bo tłumacze nie wiedzieli jak przetłumaczyć jego prawdziwe, niejednoznaczne miano.

Gdy Alan Alexander Milne pisał swoją książkę dziecięcą z zamiarem, aby bawiła jego syna Krzysztofa, nie wiedział jak wielki osiągnie sukces. Przedtem wydał zbiór opowiadań będących parodią Sherlocka Holmesa, strasznie słabą powieść romantyczną, której potem sam się wstydził, oraz tomik wierszyków i rymowanek dziecięcych. Stanowił zresztą ten nierzadki przypadek, gdy pisarz osiąga największy sukces w tej części swej twórczości, jakiej nie poważa. Przykładowo Verne pisał fantastyczne opowieści dla zarobku aby móc ze spokojem pracować nad "prawdziwym pisarstwem" to jest grubymi, naszpikowanymi szczegółami powieściami historycznymi, które nie odnosiły sukcesów. Philip Dick najchętniej pisałby powieści obyczajowe a Lem rozprawy teoretyczne.
A.A. Milne najchętniej pisałby romanse i kryminały, miał nawet na tym tle spory ze swym agentem - gdy przyszedł do niego mówiąc, że chciałby teraz napisać kryminał, ten poradził mu żeby skupić się na humorystycznych opowiastkach z których jest znany jako współpracownik Puncha, po wydaniu pierwszej bajki agent mówił mu, że kryminał autora znanego z bajek miałby złe przyjęcie a po wydaniu drugiej że wszyscy kojarzą go teraz z bajkami i wierszykami, więc wydawcy kryminału nie przyjmą. Choć oczywiście cieszył go sukces dwóch, niepoważnych książeczek, ale też z czasem zaczynał go irytować. Po ukończeniu drugiej książeczki zapowiedział, że kontynuacji nie przewiduje. Spełnił swoje marzenie wydając powieść "Czerwony Dom" która stała się bardzo popularna i przez niektórych była podawana za przykład idealnego kryminału. Chandler w jednym z artykułów zjechał tą powieść od góry do dołu za piętrzenie gromadzących się w fabule nieprawdopodobieństw.

Skąd pomysł na bajkę? Jego syn bawił się w tym czasie zabawkami w kształcie zwierzątek. Był tam miś, osiołek o zwisających uszach, kangurzyca, tygrys i świnka. Początkowo opowiadał chłopcu opowiastki o jego zabawkach aż uznał, ze mógłby napisać pełnowymiarową bajkę na ten temat. Miś pierwotnie nazywał się Edward, ale potem nadano mu dziwne miano "Winnie-The-Pooh", którego tłumaczenie nie jest takie oczywiste.
Nazwa misia wynikała z połączenia dwóch rzeczy, które spodobały się Chrisowi - w miejskim Zoo spodobała mu się niedźwiedzica Winnipeg, nazwana tak od kanadyjskiego miasta. Chłopiec nazywał ją po prostu Winnie, co stanowi zdrobnienie od żeńskiego imienia Winfred. Spodobał mu się też łabędź pływający w stawie, którego nazywał The Pooh bo fukał, a samo "pooh" to angielska pisownia pewnego dziecięcego wyrażenia, nieartykułowanego Fi lub Pche, któremu zwykle przypisuje się znaczenie "to nie ważne". Przenośnie pooh-pooh to wyrażenie oznaczające wyśmiewanie, lekceważenie. Ponieważ miało to być jednak nie fuknięcie ale imię zwierzątka, nie był to po prostu "pooh łabędź" tylko The Pooh.

Gdy chłopiec dostał zabawkę w kształcie misia nie mógł zdecydować czy nazwać go po niedźwiedzicy czy po łabędziu, więc nadał mu imię łączące oba miana, stąd pisownia łączna Winnie-The-Pooh. Stanowiło to dla pierwszej polskiej tłumaczki, Ireny Tuwim problem, bo jak oddać w przekładzie fakt, że miś ma imię pochodzące od fuknięcia i nazwy miasta, którego jeden człon jest rodzaju żeńskiego, choć w języku polskim zabawka Miś ma wyraźnie rodzaj męski.

Fonetycznie fuknięcie "pooh!" czyta się "pu!", jeśli jednak czytać literalnie, staje się podobny do słowa Puch, stąd pomysł przekładu jako Puchatek. A Kubuś? Tłumaczka najwyraźniej uznała, że choć dzieciom płcie się czasem mylą, i dziecko może się rzeczywiście czasem upierać, aby pajacyka nazywać Dorotka a lalkę Tomek, to jednak Miś Winia będzie źle brzmieć. Może nawet będzie to brzmiało niestosownie?
Dlatego uznała, że najlepiej całkiem pominąć ten wątek i nadała mu pospolite imię Kubuś. Przy okazji wycięła z pierwszego rozdziału akapit tłumaczący skąd chłopiec nadał misiowi takie imię.

Przekład tak się przyjął, że wrósł na trwale w świadomość czytelników i na stworzonym w nim słownictwie bazują wszystkie przekłady filmów i akcesoriów związanych z tym bohaterem, gdy więc w 1986 roku pojawił się nowy przekład, w którym podano inne imiona a głównego bohatera nazwano Fredzia Fi-fi, wśród fanów zawrzało - jak można było tak pozmieniać?!
Tymczasem nowa tłumaczka nic nie zmieniała. Przełożyła powieść jeszcze bliżej  oryginału, tak aby czytelnik mógł poznać The Pooh'a tak jak widzą go czytelnicy anglosascy.
W oryginalnej powieści bohater jest nazywany albo The Pooh albo Winnie-The-Pooh, lecz w zdaniach stosuje się wersję męską (och zjadał miodek, on zaglądał itd.). Kontrast między płciami nie jest jednak tak oczywisty, są bowiem angielskie imiona które mogą być bez zmiany formy nadane chłopcom lub dziewczynkom.
Podobnie jest z innymi bohaterami, których imiona były dziecięcymi zdrobnieniami i przekręceniami. Mama Kangurzyca to Kanga i tak jest w nowszym przekładzie. Maleństwo to "Baby Roo" co stanowi właściwie samą końcówkę słowa Kangooroo, stąd propozycja Gurek (od Kangurek). Kłapouchy określany był onomatopeją, oddaną jako Iijaa.

Spór jaki wynikł po wydaniu nowego tłumaczenia stanowił w istocie dość stary konflikt między dwiema możliwymi metodami przekładu. Jak się czasem mówi "przekład jest jak kobieta - albo ładna albo wierna" i to jest istotą różnicy. Idealny przekład, który brzmi jakby utwór był w tym języku napisany, musi zarazem często odejść od oryginału. Przekład Ireny Tuwim jest takim właśnie "pięknym" przekładem. Ale dobrze byłoby pamiętać w jakim miejscu "zdradza" oryginał. A dzieje się to właśnie w kwestii imienia bohatera, zaś kontrowersje jakie wzbudza nowy przekład bardzo dużo mówią o pierwotnych przyczynach sporów, jakie dziś stanowią jeden z głównych wątków dyskusji medialnych. Bowiem dla wielu oczywista wydaje się kwestia, która oczywistą nie jest -  jakie atrybuty są męskie lub żeńskie?

Przypadek Misia Winnie[1] może w jakim stopniu przypominać kontrowersje wokół Tinkie Winkie i jego czerwonej torebki. Sam temat stanowił prowokację dziennikarzy Wprost, którzy zaczęli wkręcać rzeczniczkę praw dziecka, że zachodzi tutaj "promocja homoseksualizmu" i gdy ta przyznała, że należy zbadać temat w świat poszła wieść - Polacy dopatrują się brzydkich rzeczy w Teletubisiach.
Skojarzenie wzięło się jednak w rzeczywistości od amerykańskiego pastora, którzy podobne insynuacje snuł w kazaniach.
Są to jednak insynuacje intrygujące - dlaczego noszenie torebki przez postać bez cech płciowych i o niejednoznacznym imieniu, ma promować homoseksualizm? Ba, gdyby nawet była to postać jednoznacznie męska, z wąsami, torsem itp. to nadal nie była by to tak oczywista sprawa, bo co ma torebka do preferencji? Jeśli już coś by miała sugerować to raczej transwestytyzm, to jest przebieranie się. I chyba właśnie to, czyli pomieszanie atrybutów, było głównym źródłem zaniepokojenia.
-----------
* http://kobieta.dlastudenta.pl/artykul/Kubus_Puchatek_czy_Fredzia_Phi_Phi,83792.html
* http://www.academia.edu/4819860/Puchata_przepustka_do_slawy._Irena_Tuwim

[1] Jak więc w świetle oryginału nazwać bohatera? Myślę że bliskim odpowiednikiem, zachowującym pierwotne cechy ale też nie kłującym w oczy, byłoby określenie Fiś Wini - kontaminacja dziecięcego "fi" czyli "pooch" z misiem jako pierwsze imię zaś Wini jako drugie. Wini może być traktowane zarówno jak zdrobnienie od Wincenta lub Winicjusza, a więc imienia męskiego, jak i jako zdrobnienie od żeńskiego Winifreda, zatem ma tą niejednoznaczność, połączenie z oryginałem, ale też nie brzmi dziwnie i niestosownie.
Nawiasem mówiąc właśnie to podobieństwo Winnie The Pooch do zdrobnienia Wini było parę lat temu powodem kuriozalnej decyzji Rady języka Polskiego aby nie zezwolić nadawać dzieciom takiego imienia.
http://www.rjp.pan.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=425:wini-&catid=76:opinie-o-imionach&Itemid=58 A szkoda.

[gdyby jakiś tłumacz chciał użyć tej propozycji w kolejnym przekładzie Milne'a, gotów jestem użyczyć w zamian za wzmiankę w posłowiu]

Post Scriptum
Gdy czytam wiadomość o radnych z Tuszyna, którzy mają zastrzeżenia do Puchatka bo nie nosi spodni, nie wiem czy się śmiać czy płakać. Najlepiej płakać ze śmiechu.
http://www.polskieradio.pl/5/3/Artykul/1296627,Kubus-Puchatek-nieprzyzwoity-Swiatowe-media-mowia-o-radnych-z-Tuszyna