poniedziałek, 29 lipca 2013

1882 - Trąba powietrzna pod Soczewką

Bardzo emocjonalny opis z okolic Płocka:

0 trąbie wietrznej, która szalała 29-go lipca nad Soczewką, otrzymuje Kor. Ploc. następujące szczegóły: Dnia 29-go lipca około godziny 5-éj po południu, okolicę Soczewki nawiedziła straszna burza. Dzień ten przy średniém ciśnieniu barometryczném był nawet dość chłodny w stosunku do niedawno minionych upałów. Od rana szybko przeciągały gęste
chmury, gnane w kierunku zachodu; od czasu do czasu przechodził niewielki deszcz, a z da-la słychać było głuchy odgłos wyładowywania się elektryczności.
Około godziny 4-éj cała wschodnia strona pokryła się granatowemi, sinemi, prawie czarnemi chmurami, które ze wzmagającym się wiatrem, zapowiadały zbliżającą się grozę. Naraz zrobiło się prawie ciemno...
szalony wicher z ulewnym deszczem jakby demoniczną siłą usuwał i zmiatał wszystko co spotkał po drodze, głośny szum całéj massy spadającéj wody, huk łamiących się i zlatujących drzew i gałęzi, przedstawiał chwilę, w któréj naraz trudno się było opamiętać i zdać
sobie niejako sprawę z położenia rzeczy...
Było strasznie, rozhukanie potęg powietrznych, groza niewypowiedziana do ostatnich swych krańców doszła. Zdawało się, że z przesilenia tego świat całym nie wyjdzie... Dziś dopiero wróciwszy z lasu, mogę ocenić niebezpieczeństwo, na jakie byłem narażony razem z rodziną, w odległości bowiem pół wiorsty od miejsca, gdzie przez lato mieszkam, przechodziła straszna trąba powietrzna. Kto sam nie widział podobnie okropnego, a oraz wspaniałego widoku zniszczenia i ruiny, ten nie jest w stanie ocenić straszliwéj potęgi groźnogo żywiołu.
W lesie rządowym w III i IV okręgu w obrębie Moździeż, między wsiami: Dzierżązną, Sendeniem, Soczewką a Mościskami, na przestrzeni szerokości pół wiorsty a długości około dwóch, leżą zwalone całe stosy złamanego, zmiażdżonego drzewa: wyniosłe wiekowe sosny i dęby złamane, zgruchotane, skręcone w powrosła, podarte na szczapy i trzaski, to znów wyrwane z ziemią i korzeniami, świadczą o sile, o potędze wprowadzonego w ruch powietrza. Widok podobny na szczęście nie często się trafia, ale gdy już jest, to go warto zobaczyć, by ze skutków ocenić jak są potężnemi czynniki natury. Szkód zrządzonych
trudno dziś ocenić, będzie to kilkodniowa praca urzędników leśnych; w każdym razie przechodzą znacznie summę 100,000 rubli, gdyż starych drzew powalonych liczą 20,000*
Ten wyraźny pas lasu 0,5/2 wiorsty, jest bardzo silną wskazówką na to, że była to jednak trąba. Soczewka leży niedaleko Płocka, po drugiej stronie Wisły. W samym Płocku słaba trąba  pojawiła się w roku 1899.

--------
*  Gazeta Warszawska nr 173. Sobota, dnia 5 Sierpnia 1882 roku EBUW

piątek, 26 lipca 2013

Szczepienia na ospę i ich skutki - w 1932 roku

Czasem gdy zaglądam w przeszłość, mam wrażenie że nic się nie zmieniło:

Ospa wygnana z Polski

Przymusowe szczepienie przeciw ospie w Polsce może poszczycić się naprawdę imponującymi wynikami. Straszliwa ta epidemja ongiś dziesiątkująca miasta i kraje i oszpecająca całe pokolenia, które przeżyły ją, dziś niemal nie istnieje.
Ilość szczepień ochronnych wynosi rocznie około 1800 000. Z tego z r. 1929 było 121 wypadków komplikacyj przy pierwszym szczepieniu, a 67 przypadków przy powtórnem, czyli że zabieg nie jest połączony w praktyce z żadnym niebezpieczeństwem.
A skutki?
Jeszcze w roku 1920 było w samej Warszawie 335 wypadków śmiertelnych ospy, a w całym kraju 3948 zachorowań z 68 zgonami. W 9 lat później, dzięki ustawie, ilość zachorowań w Polsce spadła do 12 a ilość zgonów do... 1.
Przy tak przekonywujących wynikach jest rzeczą naprawdę humorystyczną, że istnieją jeszcze kierunki "przyrodolecznictwa" gwałtownie zwalczające zaszczepienia ochronne - wychodzi nawet w Toruniu miesięcznik homeopatyczny, w każdym numerze rozdzierający szaty nad "zwierzęcą trucizną", którą wprowadza się zbrodniczo w ustrój niewinnych dzieci.

[Orędownik Wrzesiński, Września 25.02.1932 WBC]

niedziela, 14 lipca 2013

1931 - Prawie przedwczesny pogrzeb

Nietypowy przypadek:

Brześć.
(Piorun pogrążył młodego kowala w sen letargiczny.)
We wsi Bieniakonie piorun poraził młodego kowala
Adama Wojnisza. W drodze urzędowej stwierdzono
zgon, sporządzono akt zejścia i zajęto się pogrzebem.
N a skutek usilnych zaklinań matki na
cmentarzu, przed samem spuszczeniem trumny do grobu,
otwarto trumnę i ujrzano ciało człowieka jak gdyby
pogrążone w śnie. Wskutek niespodziewanego tego
odkrycia odwieziono ciało do domu i wezwano lekarza.
Doktór stwierdził, że Wojnisz ma normalną tempera-
turę ciała, lecz serce jego nie działa. Występują mu
na twarzy rumieńce, zbudzić go dotychczas jednak nie
można. [Orędownik Wrzesiński 8.08.1931]
Nie wiele brakowało....

Podobny przypadek zdarzył się w Uhnowie, w powiecie rawskim, w roku 1932, gdzie po dwóch dniach od "śmierci" starszej kobiety stwierdzono, że nie następują żadne oznali rozkladu. Lekarz stwierdził, że jej serce bije, choć bardzo wolno, a oddech jest płytki. Nie udało się wyprowadzić jej z tego stanu. Gdy po trzech dniach nie dało się stwierdzić jakichkolwiek oznak życia, zebrana komisja uznała że kobieta nie żyje i można przystąpić do pogrzebu[1]
W tym samym roku nastąpił podobny przypadek na Litwie - gdy po trzech dniach od "śmierci" pewnego chłopa, podczas modlitwy przed pogrzebem, nieboszczyk wypchnął wieko i zaczął gramolić się z trumny, obecni wpadli w panikę myśląc, że mają do czynienia z upiorem. Przepychając się jeden przez drugiego wyłamali drzwi, wybili okna i wyskakiwali przez nie. Dopiero potem kilku wróciło aby pomóc obudzonemu, który bynajmniej nie był upiorem.[2] 
Choć spotkałem się też z opowieścią z XIX wieku, gdy takiego obudzonego w trumnie zabito, w przekonaniu że jest wąpierzem, i że będzie wstawał z grobu by szkodzić żyjącym.

------
[1] Orędownik Powiatowy 20 lutego 1932 roku.
[2] Krotoszyński Orędownik Powiatowy 2 marca 1932

sobota, 6 lipca 2013

Skamieniała Biblia, kaczka w sylurze i olbrzym z Cardiff

W dawnych czasach, gdy ludzie już interesowali się minerałami, ale geologia była jeszcze w powijakach, pierwszym badaczom, będącym w większości amatorskimi zapaleńcami, przydarzały się rozmaite błędy i pomyłki. O ile pomylenie ze sobą różnych warstw (czasem jest ich strasznie dużo) czy błędne wydatowanie artefaktu za sprawą działalności kretów są pomyłkami zrozumiałymi, o tyle przypadki które zaraz przedstawię bez wątpienia wywołają zdumienie, i może kilka ataków śmiechu. Na początek o takim jednym, który dał się wkręcić:

Profesor medycyny Jan Bartolomeusz Adam Beringer był dziekanem wydziału medycyny na uniwersytecie w Wurtzburgu, a oprócz tego zapalonym zbieraczem minerałów. Zwykle poszukiwał okazów na pobliskiej górze, gdzie często znajdował drobne skamieniałości. Nieoczekiwanie począwszy od roku 1725 zaczął odnajdywać kamienie z niesamowicie dobrze zachowanymi skamieniałymi zwierzętami i roślinami odciśniętymi w skale. Pojawiały się tam owady, zachowane z pancerzykami i czułkami, gniazdo os z zachowaną osą właśnie wylatującą z niego, przeplatające się jaszczurki, dżdżownice; ślimaki z zachowaną muszlą, ciałem a nawet czułkami; plastry wosku, ryby składające ikrę z ikrą obok, pająki na swej sieci...
Niesamowita sprawa.
Znalezisk było tak wiele, że udało mu się przeprowadzić wstępną klasyfikację. W owych czasach nie było za bardzo wiadomo jak właściwie powstają skamieniałości, te konkretne musiały należeć do szczególnego typu, skoro wydawały się zbudowane z takiej samej litej skały jak ta otaczająca. Beringer próbował tłumaczyć to teorią plastyczną, wedle której niektóre skamieniałości spontanicznie powstały wewnątrz skały, pod wpływem pewnych sił. W przypadku małych płazów uważał, że mogły one wyrosnąć wewnątrz szczelin skalnych, gdy ich jaja lub skrzek zostały tam wprowadzone przez wodę.

To jednak nie było jeszcze nic nadzwyczajnego.
Wraz z wężami, jaszczurkami i ślimakami znajdował też kamienie z dosyć niewyraźnymi ale możliwymi do odczytu skamieniałymi napisami. Wszystkie one wykonane były w piśmie i języku łacińskim, lub arabskim lub też hebrajskim, i często sąsiadowały z odkrytymi skamielinami, i powtarzało się w nich jedno słowo, imię Boga JHWH. Rozważając ich powstanie Beringer brał po uwagę możliwość, iż były wyrzeźbione przez pogan zamieszkujących niegdyś te ziemie, zaraz jednak odrzucił ten pogląd zauważając, że przecież poganie nie znali imienia Pana. Wobec tego sam Bóg musiał uformować je wewnątrz skały, tak jak uformował niektóre skamieliny. Jednym z dowodów było to, że w rytach dało się dostrzec wyraźne ślady noża lub dłuta, których przecież nie używali dawni poganie, toteż ślady niewątpliwie musiały powstać podczas boskiej kreacji wizerunków dawnych organizmów. Zarazem odrzucał teorię, że skamieliny te powstały podczas potopu z powodu odkrytych skamieniałych żołędzi, kasztanów i grzybów, a więc elementów przyrody jesiennej, zaś biblijny potop miał miejsce w miesiącach wcześniejszych.

Mając tak solidne dowody, przygotował wydanie książki " Wirceburgensis Lithographiae " zawierającej litografie okazów. W tym czasie zaczęto go jednak atakować - różni zazdrośni osobnicy sugerowali, że to fałszerstwo. Najzawziętsi byli jego koledzy z uczelni, z którymi zresztą od dawna miał na pieńsku, profesor geografii J.Ignatz Roderick i bibliotekarz J.G. von Eckhart. W listach często opisywał tą dwójkę rozsiewającą złośliwe plotki. Aż niedługo po wydaniu w 1726 roku książki o znaleziskach wybuchła bomba stulecia - Beringer został zrobiony w konia!

Dwaj wspomniani złośliwcy tak bardzo zirytowali się arogancką postawą Beringera, który często na wykładach anatomicznych podpierał się swymi okazami geologicznymi i odrzucał sugestie, że w pewnych punktach może się mylić, że postanowili zrobić mu żart jakiego dawno nie widziano. Najęli kilku okolicznych kamieniarzy, który posługując się dostarczonymi rysunkami i ilustracjami z ksiąg, pracowicie rzeźbili "skamieliny" w małych kawałkach wapienia. Gotowe rzeźby podrzucano w miejscach najchętniej odwiedzanych przez Profesora, przysypując je cienką warstwą ziemi. Produkcja trwała ponad rok, a liczba okazów sięgnęła około 1500.
Wedle często przytaczanej historii, gdy kawalarze ujawnili całą rzecz, nie zrażony profesor ruszył w góry, aby znaleźć okazy, które zaprzeczą tym oskarżeniom. Znalazł wtedy ładną płytę kamienną ze skamieniałością miniaturowego osła i własnym imieniem i nazwiskiem...
Beringer wytoczył im wówczas sprawę o zniesławienie. Sąd skazał obu na karę grzywny. Roderick wkrótce opuścił Wurtzburg, a Eckhard stracił stanowisko bibliotekarza co utrudniło jego własne badania historyczne. Beringer nadal wykładał medycynę na swej uczelni, ale nie ogłosił już potem żadnej publikacji z nie swojej dziedziny. Część kamieni Beringera zachowała się w zbiorach muzealnych i kolekcjonerskich, w charakterze pociesznej ciekawostki. Pierwsze wydanie książki o kamieniach osiąga na rynku antykwarycznym bardzo dużą cenę.[1], [2], [3]

Smoki w pudełku zapałek

Tym co zniszczyło japońskiego geologa Chonosuke Okamurę nie były szczególne okoliczności zewnętrzne, lecz nadmierna wyobraźnia. Ludzki umysł jest tak już skonstruowany, że skłonny jest dopasowywać obserwowane elementy świata do znanych mu podstawowych wzorców, często przybiera to formę pareidolii - dostrzegania wzorów tam, gdzie ich nie ma. Dwie kropki i kreska dają twarz, kilka plam może wyglądać jak twarz Elvisa a niektóre zacieki jako żywo przywodzą na myśl matkę boską z dzieciątkiem. Pół biedy, gdy takie dopasowanie daje rozrywkę marzycielom wpatrującym się w zmienne kształty chmur. Gorzej, gdy geolog oglądając pod mikroskopem ziarna mineralne, dostrzega w nich kształty mikroskopijnych zwierząt i ludzi. I wierzy w nie.
Już w pierwszym doniesieniu z 1972 roku opisywał skamielinę miniaturowej kaczki o długości 9 mm, w osadach z okresu Syluru, około 425 mln lat temu. Kolejne sprawozdania, które z czasem zaczął publikować we własnym biuletynie laboratorium, bo czasopisma przestały je przyjmować, opisywał miniaturowe gatunki podobne do tych współczesnych, wśród nich znalazły się: minigoryl Gorilla gorilla minilorientalis, minipies Canis familiaris minilorientalis, minibrontozaur Brontosaurus excelus minilorientalus a nawet miniczłowiek Homo sapiens minilorientales, wszystkie o rozmiarach od 2 do 15 milimetrów.
Miniczłowiek niosący dziecko

Te ostatnie znaleziska były najbardziej interesujące, przy czym najczęściej odnajdywał skamieniałe główki z widocznym zarysem twarzy. Twierdził, że pomiędzy ukształtowaniem tamtych sylurskich istotek a dzisiejszego człowieka nie było żadnej różnicy, z wyjątkiem pomniejszenia wymiarów z około 1700 mm do 3,5 mm. Udało mu się prześledzić stopniową ewolucję odkrytych istot, a dzięki skamieniałym sprzętom i charakterystycznym postawom, mógł obserwować stopniowe udoskonalanie ich cywilizacji. Odkrywał skamieliny fryzjerów przy pracy, robotników, szlachciców, Królów, samurajów czy tancerzy. Opisywał na przykład bryłkę kamienną, w której dostrzegł dwie splecione sylwetki, po których pozach poznał iż skamieniały w trakcie nowoczesnego tańca
 
Tańczące postaci, wedle opisu badacza "Postać kobieca o szerokiej miednicy i bardzo waskiej talii, wskazującej na stosowanie gorsetu. Druga postać męska o atletycznej budowie ciała."

Życiu mimiludzi zagrażały minismoki, o rozmiarach od 1 do 2 cm, zwykle odnajdywane w formie spiralnych kłębków z dużą głową. Po rozłupaniu niektórych z przerażeniem spostrzegł, że w ich wnętrzu daje się znaleźć skamieliny miniludzi.[4][5]
Twarze miniludzi

Nie znalazłem informacji, czy Okamura był zdrowy psychicznie. Własnym kosztem opublikował trzy książki o swych odkryciach, dwie w języku angielskim. W zasadzie pasowałby do kategorii nieukowców. Prawdopodobnie zmarł odsunięty od badań na początku lat 90. W roku 1996 został nagrodzony Ig-Noblem.

Ciekawym przykładem pareidolii są wyniki miłośników pozaziemskich cywilizacji, którzy bacznie obserwują zdjęcia powierzchni Marsa czy Księżyca, potrafiąc dostrzec w formacjach skalnych cuda-niewidy. Poniżej skrajny przykład - ze zwykłego i nie interesującego fragmentu stoku:

po odpowiednim rozjaśnieniu i wyróżnieniu, powstaje nagromadzenie zębiastych maszkar:



 ... zdaniem autora będących naturalnymi rzeźbami dawnych Marsjan, których istnienie zostało ukryte przez NASA przez zmniejszenie kontrastu. Uwagi, że formacje te mają kilka mil szerokości, są dla niego dodatkowym dowodem, pokazującym jak bardzo zaawansowana była cywilizacja je rzeźbiąca.[6]

Skamieniały olbrzym
Gdy w stanie Nowy Jork rozeszła się wieść, iż niedawno, to jest 16 października 1869 roku, w miasteczku Cardiff, podczas kopania studni robotnicy wykopali skamieniałego biblijnego olbrzyma, nikt nie sądził jakie rozmiary przybierze histeria wokół odkrycia.
Wedle pierwszych doniesień, gdy robotnicy kopali studnię na ziemi Wiliama Newela, w pewnym momencie odsłonili dużych rozmiarów stopy. Robotnicy podejrzewali, że to stary indiański pochówek, jednak gdy odkopywali postać stwierdzili, że ma wysokość 3 metrów i bardzo pierwotne rysy. Wkrótce rozeszła się wieść, że są to doskonale zachowane szczątki jednego z olbrzymów, o których wspomina stary testament, i którzy nie załapali się na arkę. Jego szczątki przykryte popotopowymi osadami skamieniały, stając się podobne do wapienia.
Liczba chętnych obejrzeć ten "naoczny dowód prawdziwości Biblii" była tak wielka, że właściciel ziemi rozłożył nad postacią namiot, i pobierał opłaty za wstęp. Plotka rozszerzająca się z szybkością dobrego konia sprawiła, że mieszkańcy Syracuse urządzali wycieczki do tego miejsca.

Sprawa być może nie nabrałaby takiego rozgłosu, gdyby nie działalność licznych kaznodziei, powołujących się na ten przykład jako dowód prawdziwości Biblii. W tym czasie, już po publikacjach Darwina, coraz śmielej poddawano w wątpliwość jej treść, chętnie powołując się na co absurdalniejsze fragmenty, jak choćby ten o "gigantach którzy chodzili po ziemi", przez co zapytywano się - gdzie są szczątki olbrzymów? Gdzie jest słup soli w który zamieniła się żona Lota?

Poprzednie próby uzyskania takich dowodów wypadały nader mizernie - pierwsze znaleziska olbrzymich kości, mających być kośćmi gigantów, okazały się w rzeczywistości dinozaurami, których nieobecność w Biblii jeszcze bardziej ją podkopywała. Nie lepiej było też ze znanymi od początków XVII wieku "śladami odciśniętymi przez kruka Noego" które okazały się tropami dinozaurów.
Teraz jednak pojawił się taki dowód - co duchowni i teologowie rozgłaszali po całym kraju.

Była to przedziwna postać - bardzo chuda, skurczona w agonii, widocznie nagle zatopiona wielką falą. Drobne żyłki w kamieniu przywodziły na myśl żyły, niewielkie otworki na całej powierzchni bardzo przekonująco oddawały porowatą strukturę skóry, zaś smugi erozji wskazywały na ogromną starożytność obiektu. Wprawdzie naukowcy mówili, że to rzeźba ale ludzi to nie przekonywało. Czyż biedny rolnik mógłby wykonać niezauważenie taką ogromną figurę? Protestancki pastor z Syracuse oświadczył "Nie jest to dziwne, że żaden człowiek po obejrzeniu tej doskonale zachowanej postaci, nie może zaprzeczać świadectwu swych zmysłów, a wierzę że jest to tak oczywisty fakt, że mamy tu skamieniałą postać, zapewne jednego z gigantów wspomnianych w Piśmie". Szybko odnaleziono też legendy miejscowych Indian o ogromnych postaciach jakie żyły kiedyś w tej okolicy[7]
Wkrótce olbrzym został wykopany i przeniesiony do muzeum w Syracuse. Wątpliwości jednak narastały. Podczas przenoszenia obiektu łatwo można się było przekonać, że nie jest on wapienny lecz wykonany ze skały gipsowej, dosyć miękkiej i podatnej do rzeźbienia. Inni wskazywali, że podejrzane jest miejsce w którym miano rzekomo kopać studnię - w niewygodnym miejscu tuż za tylnym wyjściem z obory, na suchym gruncie, całkiem niedaleko strumienia.
Właściciel obiektu sprzedał go lokalnemu konsorcjum za 32 tysiące ówczesnych dolarów (współcześnie byłoby to ok. 420 tysięcy), zezwalając na wystawianie w mieście. Wtedy zainteresował się nim znany showman Barnum nazywany królem wesołych miasteczek, próbował odkupić posąg na 50 tysięcy dolarów. Właściciele nie zgodzili się na to. Wysłał więc kilka osób, które pod pozorem uważnego oglądania, wykonywali szczegółowe rysunki i rzeźby w miękkim wosku. Na ich podstawie odlano z gipsu kopię posągu, który Barnum wystawił u siebie jako "Prawdziwy olbrzym z Cardiff" twierdząc że kupił rzeźbę od właścicieli, a ta wystawiana w Syracuse to kopia.

Od tego momentu ujawnienie prawdy było tylko kwestią czasu. Szybko pojawił się prawowity właściciel posągu, niejaki George Hull, znany też jako producent cygar. Podał Baruna do sądu o bezprawne skopiowanie czegoś, co jest jego własnością, dowodząc że rolnik Newel jest jego krewnym, i że to z jego inicjatywy wynajęto robotników do kopania studni. Jego przeciwnik nie zamierzał się poddać, zaś okoliczni mieszkańcy zaczęli sobie przypominać, że często widzieli Hulla w okolicy, poprzednio niecały rok wcześniej, mniej więcej w tym samym czasie gdy nocą przyjechał do nich wóz z jakimś ciężkim ładunkiem...
10 grudnia 1869 roku Hull powiedział dziennikarzom, że Gigant z Cardiff to rzeźba, zaś 10 lutego następnego roku ujawnił całą historię.

Hull deklarował się ateistą. Debatując z wierzącymi nie mógł się nadziwić ich łatwowierności w sprawach, które zdają się potwierdzać biblijny przekaz. Po żywiołowej dyskusji z metodystami, na temat fragmentu mówiącego o olbrzymach, zastanawiał się, czy gdyby znaleziono rzeźbę olbrzymiego człowieka, to ludzie uwierzyliby, że to olbrzym? Jakiś czas później zobaczył w kamieniołomie gipsu skałę z delikatnym żyłkowaniem, które przypominało żyły człowieka. To podsunęło mu konkretny pomysł.
Najął robotników do wycięcia 3 metrowego bloku gipsu, mówiąc iż chce postawić w Nowym Jorku pomnik Lincolna. Przewiózł go do Chicago, gdzie zobowiązany do milczenia niemiecki rzeźbiarz wykuł sylwetkę leżącego, umierającego olbrzyma. Stamtąd posąg przewieziono do Cardiff, na ziemię zaprzyjaźnionego rolnika. Zakopano go we wcześniej przygotowanym dole, zobowiązując właściciele ziemi że nie będzie go ruszał przez rok. Po tym czasie rolnik wynajął robotników do wykopania studni w oznaczonym miejscu a historia zaczęła żyć własnym życiem.[8]

Choć cała historia okazała się oszustwem, rozbudziła masową wyobraźnię do tego stopnia, że wierzyła w pojawiające się później tego typu znaleziska. Na przykład w Solidnego Człowieka Mooldon, odkrytego przez myśliwego w Beulah w stanie Kolorado w roku 1877. Był to wysoki (ok. 190 cm) potężnie zbudowany człowiek o prymitywnych rysach twarzy, z wyraźnym Ogonkiem, co miało potwierdzać teorie Darwina. Wedle jednej wersji miał stanowić skamieniałość człowieka prehistorycznego, wedle innej miał być rzeźbą ludzi z tamtego okresu. Prawdziwości nadawał obiektowi fakt, że po przełamaniu ramienia znaleziono wewnątrz kość. Wedle opowieści i rysunków znaleziono go w twardej glinie, oplątanego korzeniami cedru tak grubego, że trudno było go objąć jednemu mężczyźnie.

Znalezisko przewędrowało na wystawach cały kraj (po drodze chciał go odkupić Barnum), aż zawędrował do nowego Jorku, gdzie prasa ujawniła oszustwo, pokazując odnalezione rysunki i nieudane modele. Posąg wykonano z mieszanki kawałków kości, gipsu, pyłu kamiennego i i popiołu. Po kilku latach jeden z uczestników ujawnił, że jednym z pomysłodowców był znany już nam George Hull, po raz kolejny pokazujący jak łatwo zarobić na ludzkiej naiwności.[9]
------------
[1] Wirceburgensis Lithographiae - skany jpg ze zbiorów Uniwersytetu Bolońskiego 
[2] http://www.museumofhoaxes.com/hoax/archive/permalink/the_lying_stones_of_dr._beringer/
[3] http://www.lhup.edu/~dsimanek/berstone.htm

[4] http://psychodoc.eek.jp/diary/?date=20070615
[5] http://www.improbable.com/airchives/paperair/volume6/v6i6/okamura-6-6.html
[6] http://www.youtube.com/watch?v=yEnBtY4oDuM


[7] http://www.lhup.edu/~dsimanek/cardiff.htm
[8]  http://www.museumofhoaxes.com/hoax/archive/permalink/the_cardiff_giant
[9] http://en.wikipedia.org/wiki/Solid_Muldoon

wtorek, 2 lipca 2013

Tajemnicze wyniki w statystykach bloga

Powiedzmy, że sytuacja wygląda tak - autor niespecjalnie popularnego bloga jak co dzień zagląda na swoją stronę i przegląda statystyki wejść. I oto ze zdumieniem stwierdza, że nagle pojawiło mu się kilkadziesiąt wejść z jakiejś zagranicznej strony. Myśli sobie: "kurczę, chyba mnie ktoś polecił" - więc oczywiście chcąc sprawdzić co to za miejsce, klika na adres. Ale otwiera mu się jakaś reklama. Klika ponownie, i znów zamiast anglojęzycznej strony, na której polecono jego bloga, wyskakuje coś w rodzaju ofert sprzedaży taniej viagry.
Dziwne.
Ale wejścia z tajemniczej strony nadal narastają, jest ich 100, czy 200 w ciągu kilku dni, ale kolejne próby dowiedzenia się, co to za strona, spełzają na niczym. Co też to za przedziwny proces? A no Referer spam - spam w odwołaniach.

Spamerzy już dawno zorientowali się, że ludzie nie nabierają się na emaile o tytule "odp: Kasia" a przynajmniej nie tak masowo, i zaczęli szukać nowych metod nabijania w butelkę. Znana z pewnością każdemu blogerowi ciekawość, podszyta zresztą łatką ambicjonizmu, czy, skąd i dlaczego nie częściej ludzie wchodzą na bloga, została tu wykorzystana.
Spamerzy sztucznie generują połączenia z wybranym blogiem, wiedząc że link propagowanej strony pojawi się w statystykach bloga, a zaciekawiony bloger kliknie, jesli nie raz to więcej. I w ten sposób generują ruch.
W większości przypadków takie działania nie wpływają negatywnie na działanie bloga, najwyżej przez kilka dni sfałszują statystyki, czasem jednak ataki mogą przejść w publikowanie setek anonimowych komentarzy, zawierających linki, co zdecydowanie zaśmieca stronę. W tym przypadku spamerom chodzi o to, aby wyszukiwarki wykrywały linki w  komentarzach i ustawiały spamujące strony w lepszych miejscach.

Co z tym zrobić? W zasadzie na bloggerze użytkownik nie ma zbyt wiele do zrobienia, nie mając dostępu do plików na serwerze. W przypadku innych platform, zwykle pomaga dodanie odpowiedniego kodu do plików htacces, przykłady takich kodów znajdziecie na tej stronie, jednak nadal mogą pojawiać się ataki z całkiem nowych domen. Najlepiej po prostu nie klikać na takie podejrzane linki, i nie zwiększać aktywności spamerów.
Walka ze spamem w komentarzach jest trudniejsza. Ponieważ zwykle tego typu komentarze są dodawane w opcji "gość", najprościej jest zmienić ustawienia i nie pozwalać komentować gościom. To jednak oznacza utratę dużej ilości komentujących. Można więc zamiast tego dodać różne metody weryfikacji, te bywają jednak uciążliwe i wręcz odstraszające (choć spotykam się też z zabawnymi, typu "przeciągnij na pole dużą rzepę" przy obrazku grządki z rzodkiewką, porem, selerem i rzepą). Jeśli atakowany jest konkretny post, można wyłączyć możliwość komentowania tego konkretnego posta w opcjach.
Niektórzy stosują zamiast wbudowanego, inne systemu postowania, na przykład Google+ lub Disqus, jednak i te są kłopotliwe. Ostatnio w Google+ niemożliwe stało się komentowanie bez zakładania konta na tym portalu, co na przykład mi odcięło możliwość komentowania paru blogow; z kolei Disqus w przypadku komentowania jako gość, wpisany w jednym miejscu zestaw login+email zapisuje, i gdy próbujemy tak komentować w innym miejscu, pokazuje się informacja, że takie konto już istnieje. Omijam to, za każdym razem wpisując inny, zmyślony adres.
Można też dodać opcję komentarzy przez Facebooka, ale nie każdy ma tam konto i nie zawsze chce komentować pod własnym nazwiskiem.

Jednym ze sposobów walki ze spamem w komentarzach, jest też dodanie do metatagów strony, tagu  <name rel="nofollow">, z wpisaną domeną do której najczęściej linkują spamerzy. Wyszukiwarka wówczas nie widzi linków do tej domeny, spamer nie stwierdza ruchu z naszego bloga i w zasadzie powinno go to zniechęcać do dalszego spamowania u nas, więcej informacji tutaj.

Sam miałem tak dwa miesiące temu - w dwa dni statystyki pokazały 300 wejść ze strony tentopblogstories.com, ale gdy stwierdziłem, że otwierają mi się jakieś reklamy, wpisałem domenę w wyszukiwarkę i dowiedziałem się w czym rzecz. Dlatego gdy po tygodniu identyczny numer pojawił się na drugim blogu, już nie klikałem na link.W tym tygodniu pojawił się adres: kmzackblogger.com, i thetaoofbadas.com też nie klikajcie. Ze spamem w komentarzach nie miałem dotychczas problemu, więc to wszystko o czym piszę jak dotychczas jedynie wyczytałem na różnych mądrych stronach.